wtorek, 12 czerwca 2012

Bo to co nas podnieca...

O tym co tak naprawdę nas podnieca może innym razem - dzisiaj zgodnie z wyobrażeniami p. Maryli o kasie.
O kasie a raczej o jej rzekomym braku czyli o szemranym kryzysie.
Szemranym, bo wbrew temu co wciska się ludowi - żadnego kryzysu nie ma.
Owszem - "rządom" niby brakuje pieniędzy ale dlaczego nazywać to od razu kryzysem?
Kryzys to przede wszystkim (niekorzystna) sytuacja jaka wytwarza się w wyniku nieprzewidzianych zdarzeń a nadto - dla jej naprawy wymagane jesy podjęcie jakichś nadzwyczajnych środków.


Tymczasem to, z czym mamy do czynienia nie tylko można było przewidzieć ale wręcz jest prostą konsekwencją wcześniejszych działań.
O jakim niespodziewanym wydarzeniu może być mowa?
To jakaś nowina, że jak się nie pracuje to dóbr nie przybywa?
Czymś niezwykłym jest, że kiedy pożycza się od kogoś kasę to ktoś wreszcie powie: "Oddaj"?
Naprawdę guru od ekonomii politycznej (czyli czegoś nieistniejącego) w rodzaju pp. Balcerowicza, Kołodki i ich odpowiedników w Polsce i za granicą są zaskoczeni tym, że wypuszczanie fałszywych pieniądzy mających oparcie wyłącznie na ich gówno wartych opiniach i nieistniejącym zaufaniu do rządów MUSI skończyć się "kryzysem"?
No litości...
Albo to zwykjłe matoły albo szubrawcy gotowi dla paru groszy i władzy doprowadzić całe kraje do ruiny - tertium non datum.

Ale załóżmy uprzejmie, że to rzeczywiście dla nich zaskoczenie - popatrzmy więc na owe "nadzwyczajne" i "wyjątkowe" środki zaradcze którymi "walczy" się ze straszliwym kryzysem.
Jak nie podniesienie wieku emerytalnego (karygodne samo w sobie, podobnie jak i cały
system grabieży zwany "systemem emerytalnym") to nieśmiertelne podnoszenie podatków.
W Polsce - co jest kuriozum - elektryczność obłożona jest podatkiem akcyzowym, teraz akcyza będzie i na węgiel :)
Pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno akcyza to był podatek od towarów luksusowych...
Sporo więcej jest "działań oszczędnościowych" ale nie chce mi się o nich pisać bo istotą rzeczy jest co innego.
Otóż po pierwsze - państwa zbierają podatki podobno w celu wywiązywania się z obowiązań jakie na siebie wzięło.
Jak łatwo można stwierdzić - jeśli nawet państwa mają zamiar w dalszym ciagu się "wywiązywać" to z całą pewnością na o wiele mniejszą skalę.
Słychać jedynie o "cięciach", "ograniczeniach" i "zaciskaniu pasa" - a podatki nie tylko nie są obniżane (czego należałoby się spodziewać), nie tylko pozostają na dawnym poziomie ale pną się w górę...


Drugą rzeczą jest to, że nigdzie nikt nie ma zamiaru nic zrobić z tym, co jest bezpośrednią przyczyną "kryzysu" - z rozdętą (a nawet napęczniałą) biurokracją, z debilnym, ograniczającym ludzką aktywność prawem, z szemranymi "programami" mającymi rzekomo na celu jakiś rozwój.
Przeciwnie - rozbudowuje się biurokrację, biegunka legislacyjna przeszła z przewlekłej w ostrą fazę,inlacja rośnie a pozostałe dobrodziejstwa socjalizmu mają się jak najlepiej.
Kryzys i walka z nim? Wolne żarty.
Dane dotyczące produkcji przemysłowej wyglądają co najmniej zachęcająco, dane dotyczące produkcji sprzedanej (w tym dóbr luksusowych) biją rekordy - kryzys?


No nie do końca - jest kryzys w jednej dziedzinie i to kryzys poważny. Rzekłbym nawet, że to już nie kryzys a katastrofa.
Ta dziedzina to tzw świadomość społeczna.
Ludzie z jakichś powodów przestali myśleć i przestało im zależeć na czymkolwiek innym niż pełna micha - obojetnie jakim sposobem napełniona.

Serio - społeczeństwo w Polsce (nie wiem jak w innych państwach ale nie sądzę by było tam lepiej) to stado baranów w pełni zasługujących na to, by rządzili nimi wspomniani wyżej matołkowie/szubrawcy.
Już nie tylko bezkrytycznie przyjmuje się jako prawdę objawioną to, co wygłaszają złotouści rzadzący panowie i panie z kolejnych rządów, "eksperci" i "analitycy" rynków - ostatecznie nie wszyscy muszą się wystarczającą wiedzę o zależnościach w gospodarce.
Co znacznie gorsze - w kolejnych wyborach głosuje się na dokładnie tych samych ludzi, ludzi, którzy ponoszą pełną odpowiedzialność za otaczający nas syf.
Bo przypomnę - żyjemy w Polsce:
- w państwie, z którego w ciągu ostatnich paru lat wyjechało "za chlebem" prawie trzy miliony najbardziej wartościowych ludzi
- w państwie zadłużonym na z górą 800 000 000 000 złotych (a to dane wynikające z kreatywnej księgowości - więc zmanipulowane)
- w państwie, w którym samorządy mają pewnie drugie tyle długu, w państwie,
- w państwie, w którym wyprzedano niemal wszystko co było do sprzedania (i nie wiadomo gdzie schowano kasę)
- w państwie niemal już całkowicie pozbawionym przemysłu, gdzie bezrobocie oscyluje wokół (chyba) 15%
I w takim państwie głównymi tematami poblicznego dyskursu jest kuriozalna "walka o krzyż", Zamach którego nie było, nieudolne "ściganie" starego pierdoły, pana generała Jaruzelskiego i to, z kim i w jaki sposób sypia ten czy tamten poseł.


Ludzie - naprtawdę nie widzicie tego, że z własnej woli zmieniacie się w bezwolne bydło?

Jeśli nie - to pozostaje mi jedynie życzyć Wam soczystych pastwisk, wygodnych i wyściełanych czymś miękkim obróżek, coraz dłuższych i lżejszych łańcuchów.
A może już elektryczny pasuch wystarczy?)

Brak komentarzy: