wtorek, 12 czerwca 2012

Państwo a KROKODYL

Wczoraj w telewizorze pokazało że w Rosji wyprodukowano jakowyś syntetyczny narkotyk którego JEDNORAZOWE zażycie w 97 wypadkach na 100 powoduje zgon.
I to nie jakiś tam złoty strzał (co może jest nawet przyjemne) ale długo trwającą, bolesną agonię w czasie której ciało gnije jak przy trądzie i w ogóle.Okraszono to zdjęciami delikwentów - no rzeczywiście mało to przyjemne.


Na innym jakimś kanale uraczyło nas (mnie) obrazkami z bodajże Ameryki Południowej na których tubylcy siedząc w kucki przed chałupinami handlowali jakimiś paciorkami dla turystów.
Dzicy ludzie bez zębów, odziani "nędznie", te chałupy ledwo się kupy trzymają, te dzieciaki bawią się jakimiś klockami w kurzu drogi razem z wychudzonymi psami, szaman chodzi i zbiera reket, prądu nie ma... no rozpacz.

Co ma jedno z drugim wspólnego? zapytacie.
A wszystko, bo drugie wypływa z pierwszego - odpowiem.

Jest w nas, ludziach takie jakieś podejście do innych, że kiedy kto żyje inaczej niż my, to przekonani jesteśmy, że na pewno mu źle i TRZEBA to zmienić.
Ktoś ćpa - toż to przecież niezdrowe, dla dobra ćpaczy trzeba tego zakazać!
Ktoś mieszka w bambusowej chacie?
No jak to tak - powinien mieszkać w porządnym, murowanym domu.
Dzieciaki zamiast w szkole - na ulicy, w kurzu i pyle (albo błocie) bawią się z na wpół zdziczałymi psami?
To nie-do-pu-szczal-ne!!!
Jest tak, prawda?
"Przecież można zrobić tak, żeby oni żyli jak my..."


Pominę tymczasem fundamentalne, wolnościowe podejście: "A co Was to do k...y nędzy obchodzi?", zajmę się czymś "trudniejszym", przedstawię mianowicie pewien ciąg przyczynowo-skutkowy.
Otóż pan A w wieku lat powiedzmy dwudziestu spróbował jakiegoś narkotyku - powiedzmy, że kokainy.
Spodobało mu się, bo to i rozum szybciej działa, fizyczna wydolnośc czasowo wzrasta, nastrój jakiś taki lepszy...
Wciągnął się w to wciąganie ale jest kłopot, bo to nie są tanie rzeczy jednak i żeby raczyć się koką regularnie trzeba być naprawdę zamożnym człowiekiem.
Ale są przecież inne, o wiele tańsze prochy - wyprodukowane gdzieś w jakiejś szopie przez panów chemików, więc - jakoś pan A daje sobie radę.
"Jakoś" co nie znaczy, że dobrze - to w dalszym ciągu spory wydatek a przy tym - te syntetyczne prochy mocno uzależniają i pracować się nie che więc pan A zaczyna się staczać.
Kasy brakuje więc "trzeba" wyżebrać/ukraść/puścić się...
Coraz trudniej o pieniądze, więc pan A oszczędza na wszystkim a ściśle - wszystkie pieniądze wydaje na coraz to gorsze prochy.
Nie dba o zdrowie, wiecznie zmarznięty i głodny co w prosty sposób prowadzi do chorób - nie leczonych rzecz jasna.
Za zdobyte w taki czy inny sposób kupuje odurzające śmieci przyrządzane w puszce po farbie w jakiejś piwnicy z dodatkami, które nieprzywykłych ludzi zabiłyby od razu - jego zabiją po jakimś czasie o ile wcześniej nie zakosztuje "złotego strzału" albo strzału zwykłego - przy próbie rabunku albo jeśli nie złapie jakiejś poważniejszej choroby.
Zwykle jednak nabywa albo narkotyk będący w istocie trucizną - jak ów rosyjski KROKODYL.


A kiedyś w Chinach w palarniach opium panowie pykali sobie te fajeczki przez dziesięciolecia i dożywali w dobrym zdrowiu i nastroju do późnej starości...
Że demagogia?
Może i tak, ale co, gdyby narkotyki były produkowane pod takim nadzorem jak leki, co, gdyby działka zamiast kosztować 200, 300 złotych (czy 40 w przypadku tańszych narkotyków) kosztowałaby sześć pięćdziesiąt?
Czy przypadkiem pan A ćpając sobie z lekka nie miałby na leki, ubranko, jedzenie i leki w przypadku choroby bo w ogóle byłby w stanie pracować?
Nawet bardzo zaawansowani kokainiści czy heroiniści o ile tylko mają dość środków na podstawowe potrzeby funkcjonują i to produktywnie do wieku emerytalnego.


No ok - co pan A na wspólnego z tymi "dzikimi"?
Ano tyle tylko, że pełni dobrych chęci ludzie niegdyś uznali, że narkotyki są zmaterializowanym złem i należy je tępić wszelkimi dostępnymi środkami.
Tępią, ale nie biorą pod uwagę pewnego drobiazgu - to, że parę osób lubi się od czasu do czasu odurzyć wynika z samej istoty ludzkiej natury i NIC tego nie zmieni.
A skoro nie zmieni - to zawsze będzie ktoś, kto potrafi potrzebującym zapewnić substytut pożądanego przez nich dobra - choćby tym substytutem był ów złowrogi KROKODYL.
Owi amatorzy odurzania się są szczęśliwi pozostając w stanie - pemanentnego czy sporadycznego - odurzenia dokładnie tak samo, jak szczęśliwi są dzicy tubylcy wciskający gówniane pamiątki turystom i jak szczęśliwe są ich dzieci bawiące się z tymi psami w błocie.
Można oczywiście zmusić ich do założenia europejskich ubrań, dać im telewizor i zmusić do wysłania dzieci do szkoły - tyle tylko, że oni tego NIE CHCĄ!

A skoro nie chcą - to będą przeciw temu protestować z czym mniejsza, bo o wiele groźniejsze jest co innego.
To mianowicie, że część owych "dzikich" uwierzy, że MUSZĄ zmienić tryb życia, porzucić wioskę w dżungli i zacząć "żyć jak ludzie".
No i jadą do miast, gdzie budują sobie favele, gdzie rządzą gangi, gdzie narkotyki (KROKODYL, bo przecież nie kokaina) to norma, gdzie nie ma pracy, szkół i zasięgu telefonów komórkowych.
Od czasu do czasu "oczyszcza się" te favele - cokolwiek by przez ten eufemizm rozumieć - ale niemal natychmiast sytuacja wraca do poprzedniego stanu.

I w jednym i w drugim przypadku, motywując to szlachetnymi pobudkami (fałszywie, o czym może innym razem) pozbawiono ludzi możliwości prowadzenia życia według ich pomysłu.
Czasem przemocą, czasem perswazją, czasem wytworzeniem presji...

I w jednym przypadku i w drugim korzyści nie ma żadnych, szkody są gigantyczne i często takie, których nikt nie przewidział ale za to jest pretekst do "walki" z tymi szkodami.
Powodując kolejne, zawsze większe szkody.

Brak komentarzy: