wtorek, 19 czerwca 2012

O generale Petelickim

Nieoceniony Xsior zarzucił (słusznie) blogosferze, że nie wykazała należytego zainteresowania śmiercią generała Petelickiego a jeśli już takie zainteresowanie widać to głownie ze strony wyznawców pewnego prezesa którzy to wyznawcy posuwają się nawet do szkalowania pamięci generała imputując mu jakoby był orędownikiem teorii ZAMACHU.


No cóż, co prawda wspomniałem w poprzedniej notce o mniemanym samobójstwie ale chyba rzeczywiście wypadałoby napisać coś więcej na ten temat skoro mam się już za niezależnie myślącego człowieka.

Samobójstwo zatem czy polityczny (czy biznesowy) mord?
Nie mogę tego z oczywistych powodów stwierdzić jednoznacznie ale samobójstwo człowieka formatu generała Petelickiego wydaje się być mało prawdopodobne.
Bo o ile w przypadku na przykład imć pana Leppera samobójstwo jest równie (z powodu jego psychicznej konstrukcji) nieprawdopodobne o tyle już gen. Petelicki to zupełnie inna bajka.
Andriusza po prostu po tym, jak poczuł się wykorzystany przez politycznych partnerów (czyli mówiąc wprost - zbiorowo przez nich zerżnięty i odstawiony na bok) zapewne gdzieś komuś pogroził, że albo dopuszczą go z powrotem do korytka albo to i owo ujrzy światło dzienne.
Trzeba pamiętać, że był Andrzej czas wysokim funkcjonariuszem państwowym i z pewnością niejedno miałby do powiedzenia.
Powiesili go więc, bo też bądźmy szczerzy - kto niby miałby się za nim ująć? - rodzina? partiegeose?
No bo przecież nie ci, co zrobili z niego politycznego gracza.
Dlaczego nie wierzę w samobója?
Bo - przy całym szacunku dla niewątpliwych walorów jakimi odznaczał się pan Lepper jednego zarzucić mu nie sposób: nadmiernej wrażliwości.
Nękany rodzinnymi kłopotami (a one były rzekomym powodem) poszedłby pewnie na wódkę, wezwał dla pocieszenia się którąś z Anet albo obił komuś pysk ale do głowy by mu nie przyszło by się wieszać.
Generał Petelicki zaś... no cóż - człowiek, który najpierw pracował przez lat dwadzieścia w Służbie Bezpieczeństwa i to głownie "w terenie" a nie w biurze, potem zaś stworzył i dowodził jedyną profesjonalną jednostką nie tyle nawet wojskową ile specjalną człowiekiem o słabej konstrukcji psychicznej po prostu być nie mógł.
To naprawdę nie był byle kto - to był człowiek ze szczytów.
Ba! zbyt ścisłe związki - i to nie tylko towarzyskie - łączyły go z amerykańskimi i brytyjskimi służbami specjalnymi by w ogóle jakiekolwiek zachwianie psychiki u niego można było dopuścić - służby po prostu ze słabymi ludźmi się nie zadają a jeśli już to Petelicki był tym, który takich werbował i wykorzystywał.
Odpada więc tym samym i to zdecydowanie wątek miłosnego zawodu (to już nie był małolat).
Kłopoty finansowe?
Odrobinę realizmu - szpiedzy nie mają kłopotów finansowych - to my je miewamy, między innymi dlatego, że szpiedzy przezornie gromadzą sobie na boku spore fundusze emerytalne.
Inne jakieś kłopoty? - że może wplątał się w "coś"?
Przecież to był człowiek "cosie" kreujący i "cosiami" sterujący a poza tym szpiedzy mają umiejętność jakiej my, zwykli zjadacze chleba jesteśmy pozbawieni.
Umieją oni mianowicie w ostateczności schować się przed kłopotami nadzwyczaj skutecznie, tak, że ginie po nich wszelki ślad, szczególnie uwzględniwszy wspomniane fundusze emerytalne.
Tacy ludzie samobójstw nie popełniają - chyba że w ekstremalnych warunkach a jego znaleziono przecież niemal w kapciach...
Wychodzi więc na to, że ktoś mu pomógł a nawet - że pomagier (czy pomagierzy) musiał mieć niejaką wprawę w niesieniu takiej pomocy - brak śladów walki (a pamiętajmy, że Petelicki był zawodowcem i to niezłym), żadnych świadków, brak zapisu z monitoringu...
Właściwie to dziwne jest, że pozostawiono ciało - na zdrowy rozum przecież można było ciało wrzucić do bagażnika, zawieźć w ustronne miejsce i po kilku dość obrzydliwych zabiegach wszelki ślad po szczątkach generała Petelickiego by zaginął na wieki a tym samym i ewentualna odpowiedzialność "pomagierów" i ich mocodawców.
Czemu więc ktoś ryzykuje pozostawiając trupa?
Nie można tłumaczyć tego pewnością bezkarności (obojętnie co tę bezkarność zapewnia) bo zawsze może przydarzyć się coś, co zmieni układ sił - a wtedy klops na wiankach.

Jak się zdaje - wyjaśniają to dwie rzeczy:
1. Ostatnimi laty Petelicki pozwalał sobie na zbyt wiele - otwarcie mówił o degrengoladzie w jakie popadło państwo polskie, o tym, że w istocie rządzi nami banda szubrawców dopuszczających się w sferze publicznej rzeczy skandalicznych, rzeczy które czynią zasadnym podejrzenie, że ludzie ci działają na rzecz państw sąsiednich..
Ze słów generała Petelickiego wyłaniał się rzeczywisty obraz Polski: państwo polskie przestaje funkcjonować z winy ludzi, którzy z definicji odpowiedzialni są za pilnowanie procedur które to działanie reguluje i w ogóle umożliwia.
Pozostawienie ciała jest ostrzeżeniem dla innych równie pyskatych jak Petelicki ludzi którym przyszłoby do głowy za wiele gadać.
2. Drugą rzeczą jest to, że do żadnej zmiany układu sił w Polsce dojść nie może. To oczywiste, jeśli weźmie się pod uwagę to, że bez względu na to, kto znajdzie się w wyniku wyborów u władzy - będzie to ktoś, kto robi dokładnie to samo co robi teraz "rząd" pana Tuska.
Powtarzam to od dawna - od dwudziestu lat Polską zarządzają ludzie z jednej choć skłóconej ze sobą sitwy - nie ma absolutnie żadnego znaczenia czy "rząd" nosi szyld PiS, PO, SLD czy PSL - różnice dotyczą drobiazgów w rodzaju "krzyż w Sejmie" czy in vitro - co do zasadniczych kwestii: dobrobytu społeczeństwa i wolności osobistych a nawet i państwowej suwerenności WSZYSCY ci ludzie działają zgodnie.

Czego zresztą pośrednim dowodem jest to, że samobójstwa w Polsce stały się modne i to od początku lat dziewięćdziesiątych - powysamobójstwowałała się cała niemal wierchuszka komuszego reżimu a kto tam samobóstwa popełnić nie dał rady to go - jak Jaroszewicza - niezawodni nieznani sprawcy wyręczyli.
  
Czy więc jest powód by oburzać się o to, że ktoś tam gdzieś tam kogoś tam zaszlachtował?
No pewnie jest - można narzekać, że żyjemy w republice bananowej pod rządami rzezimieszków
Że panie moralność i takie tam.
Ale... skoro zadowalamy się narzekaniem, to w sumie nie bardzo nam to przeszkadza - prawda?
Tak jak najwidoczniej nie przeszkadzało to panu generałowi Petelickiemu - to był jeden z kilku ludzi mających realną możliwość dokonania zasadniczej zmiany w Polsce a z jakichś powodów nie próbował niczego zmienić.
Wiedział że taka zmiana jest konieczna - o niczym innym przecież ostatnimi laty nie mówił, nie wierzę zaś, by był na tyle naiwny, by żywić złudzenia co do tego, że takiej zmiany dokona Donek, Kaczyński czy którykolwiek inny z "polityków".
Powie ktoś, że był to człowiek szlachetny (coś jak powszechne wyobrażenie rzymskiego senatora) stojący po stronie prawa i brzydzący się drakońskimi rozwiązaniami.
Zapewne - na tle "naszego" establishmentu pan Petelicki jawi się jako ktoś o kryształowych przymiotach charakteru, choćby tylko z tego powodu, że głośno mówił to, o czym milczeli inni (a co ci co mają oczy widzieli) ale...
To był szpieg, zawodowy żołnierz sił specjalnych (a to niestety coś innego niż "Bóg, Honor, Ojczyzna") - człowiek myślący kategoriami skuteczności działania i z definicji myślący pragmatycznie - prawda?
Albo więc zdawał sobie sprawę, że zmiany nie są możliwe (po cóż więc strzępił język?) albo... liczył na dopuszczenie do ścisłych kręgów decyzyjnych.
Tertium non datum 

Jeśli zaś ktoś sądzi, że popełnił on samobójstwo dlatego właśnie, że usiłował dokonać zmiany to się myli:
w takim przypadku samobójstw było by dużo więcej albo pan Petelicki po prostu by przepadł bez śladu i nie byłoby o czym gadać.

4 komentarze:

xsior pisze...

"Jeśli zaś ktoś sądzi, że popełnił on samobójstwo dlatego właśnie, że usiłował dokonać zmiany to się myli:
w takim przypadku samobójstw było by dużo więcej albo pan Petelicki po prostu by przepadł bez śladu i nie byłoby o czym gadać. "

Nie bardzo wiem, czemu odrzucasz taką możliwość. Nie bardzo wiem, kto dąży do zmiany i akurat jest na tyle silny, że miałby popełniać samobójstwa, bo przecież nie Korwin czy inne pajace. Wiem jednak, że panowie Szeremietiew i Kluska, kiedy zaczęli wyrastać na zbyt ważne i niezależne persony dosyć mocnego kopa w dupę dostali, podobnie zresztą jak i niejaki pan Pańko, który swego czasu postanowił, na serio biorąc swoje obowiązki służbowe, zwalczać w Polsce afery.
Petelicki do zmiany moim zdaniem dążył. Wszystkie kroki, które podejmował kierował nie do gawiedzi tylko do żołnierzy (przy czym mam tutaj na myśli "faktycznych" wojskowych, tych obecnych i tych emerytowanych, a nie spaślaków w mundurach). Do przejęcia władzy potrzebował jedynie sprzyjających okoliczności (czytaj: braku chlebka i gorzałki w biedronce i wywołanego tym powszechnego wkurwienia). A że takie okoliczności wystąpią niebawem wiedział, bo nie był idiotą. Jego śmierć gwarantuje tymczasem, że w godzinie zero, żaden Pinochet nie wjedzie z czołgami (albo kompanią komandosów) na Wiejską.
Aha - i nie był na pewno postacią kryształową, w tym środowisku takich nie ma. Wiem jednak, że najsłynniejszym politykiem (czy kimś podobnym), który nic w życiu nie ukradł i sypiał w prostym łóżku był niejaki Adolf H. A niejaki Mao łaził jedynie w prostej kufajce robotniczej.
To ja już wolę przekręty przy handlu bronią.

Leszek. pisze...

1. Nie odrzucam - jedynie powątpiewam.
2. Zapewne dążył - w jakimś celu przecież gadał dość niewygodne rzeczy.
Być może nie doszacował poziomu strachu wśród sitwy.
3. Nie jestem naiwny - nie można zajść tam gdzie zaszedł Petelicki i pozostać nieskalanym.
Nie uważam też tego za wadę - nie w przypadku takich ludzi jak on.
4. Jedno jest poza dyskusją - to, że było to "samobójstwo".

Anonimowy pisze...

A co z chorobą Alzheimera? Jeśli to prawda, to samobójstwo wydaje się wiarygodne, właśnie taki twardziel nie mógłby znieść tego, że zamieni się w warzywo

Leszek. pisze...

Co ma być?
Potrafię sobie wyobrazić, że ktoś decyduje się na samobójstwo w jakiejś sytuacji.
Tyle tylko, że o ile nieszczęśliwie w puszczalskiej dziewusze chłopczyk może wskoczyć z rozpaczy pod ciężarówkę kiedy zobaczy ją z innym o tyle dorosły człowiek, z poukładanym życiem i rodziną zapewne zostawiłby pożegnalny listy i doprowadził do końca sprawy, które potencjalnie mogą wpływać na życie bliskich.
Petelicki tego nie zrobił.