No to jeszcze trochę o "Cywilizacji" Łacińskiej
Ona jako zjawisko niestety istnieje i ma się całkiem dobrze tylko zmieniają się jej formy.
Podobno jej upadek zaczął się od Rewolucji Francuskiej - tak przynajmniej twiordzą piewcy "starego porządku" podając tę cezurę więc nie wypada się z nimi nie zgodzić.
Rzecz jasna ta data jest tak samo umowna jak i umownym symbolem terroru upadłego reżimu jest Bastylia z której rewolucjoniści uwolnili bodaj siedem czy osiem osób w tym jakiegoś wariata i paru fałszerzy pieniędzy ale bez pewnych skrótów nie sposób się obyć.
Popatrzmy więc na przykładzie Francji jaka naprawdę była "Cywilizacja" łacińska i czego to powinniśmy żałować.
Monarchia absolutna.
Naprawdę - potrafię docenić zalety monarchii i w ogóle zalety autorytarnych rządów, twierdzę nawet że najgorszy monarcha jest lepszy w dłuższej perspektywie od wzorcowej demokracji i potrafię to udowodnić.
Ale na pewno nie dotyczy to monarchii absolutnej bo w tej wszystko ulega degeneracji w ciągu paru lat.
Stosunki społeczne w monarchii absolutnej nie różnią się niczym od tych w zaawansowanym komunizmie - panuje wszechwładna biurokracja, lokalni kacykowie poczynają sobie jak im się podoba a Władca jeśli nie zajmuje się knuciem i wojenką to co najwyżej baluje nie zaniedbując oczywiście robienia dobrego wrażenia.
Władca absolutny jeśli już myślał o państwie to myślał "Państwo to ja" i "Nie pytaj co państwo robi dla Ciebie, spytaj raczej co Ty możesz zrobić dla państwa" - co zresztą z jakichś powodów jest stałym myśleniem rozmaitej maści kacyków ("demokratycznych" również) do dzisiaj.
Zarządzanie państwem stawało się więc zajęciem rozmaitych faworytów wieszających się przy Władcy i biurokratyczny aparat państwa a ci jakoś się od obowiązku "służby państwu" nie uchylali..
Biurokracja
"Nie mają chleba? Niech jedzą ciastka" nie było wyrazem cynizmu i pogardy dla ludu jak chcą lewomyślni a racjonalną uwagą Marysi. Prawo stanowiło, że jeśli w piekarni brakuje chleba to piekarz miał obowiązek sprzedawać w cenie chleba ciastka.
Cały obrót chlebem był zresztą pod szczególnym nadzorem - od zbiorów, przez przemiał, wypiek aż po sprzedaż - państwo dbało o "strategiczny" dla poddanych produkt tak bardzo, że na kilogramowy bochenek robotnik tuż przed rewolucją musiał poświęcić 80% dniówki. Wiadomo - im większa dbałość tym większe tego koszta.
Dotyczyło to zresztą soli i paru innych rzeczy.
Światła Szwecja nie tak dawno ściągała podatek przekraczający 100% dochodu - ale choć to bandyctwo to jednak tylko płacili go tylko ci, którzy mieli z czego dokładać a niegdyś chamstwo miało płacić bez względu na to czy mieli dość kasy na podatek czy nie. Jak nie mieli to ich pech - albo zapisywało się "dług", albo zajmowało co tam który miał - krówkę, ziemię, narzędzia dzięki czemu na drugi rok już na pewno nie miał z czego zapłacić haraczu i stawał się niewolnikiem.
Kler.
Nie bez tego, że apolityczni i zatroskani losem owieczek faktorzy Watykanu nie maczali w tym dziobów
Chłop czy byle mieszczuch musiał poza drakońskimi podatkom opłacać się "bogu" a inwencja pobożnych szubrawców w wymyślaniu pretekstów do obdzierania ludzi była niewyczerpana - poza zwyczajowymi opłatami za zbawienie i poza dziesięciną płacić musieli nie tylko za możliwość handlu czy produkcji czegokolwiek ale nawet i w przypadku śmierci działka z majątku po zmarłym przypadała klerowi. Płacił lud za każdy ruch - przeskrobał taki coś - spowiedź, sto zdrowasiek i parę groszy plebanowi, chciał pojechać do sąsiedniej wsi coś sprzedać - musiał dostać zgodę z parafii, kupił kawałek albo dostał ziemi - dawaj chamie działę.
Trzeba było też utrzymywać pasterzy i choć z dzisiejszej perspektywy napełnienie plebanowego kałduna przez sto rodzin to żaden problem ale było to problemem pareset lat temu, kiedy wieśniacy sami przymierając głodem musieli futrować nie tylko plebana ale i jego dwór i dodatkowo suto opłacać często goszczące na plebaniach dziwki.
No i przecież pamiętać trzeba, że "kościół" dbał cały czas o to, by ludzie przypadkiem nie zaczęli myśleć - bo gdyby tak się stało - to łatwo mogliby wylecieć w powietrze.
(Co zresztą się stało w czasie rewolucji francuskiej, tyle że ciemny lud uwolniwszy się spod władzy jednych szubrawców oddali się innym, równie "fajnych".)
Każda niesubordynacja była karana możliwie dotkliwie - przede wszystkim finansowo, ale równie łatwo można było zostać skróconym o buntowniczą głowę - w sumie nie tylko dobrobyt, wolność ale i życie zależało od widzimisię jakiegoś "dobrze urodzonego" łobuza - to naprawdę coś, za czym trzeba tęsknić?
Wolne kurwa żarty.
Wąziutka kasta ludzi cokolwiek znaczących robiła co chciała - dosłownie.
Wojenka? A jaki problem? Nasi poddani chętnie za nas i nasze fanaberie dadzą się wyrzynać. No i przecież takiemu chłopu też będzie przyjemniej, że moje państwo jest rozleglejsze kiedy sponiewieramy sąsiada.
Gdzieś tam za morzem żyją jacyś dziwni ludzie? Mają coś? Złoto?
Wyrżnąć skurwysynów. I ochrzcić...
Kasy brakuje? E tam - się nowy podatek nałoży. Państwo przecież trzeba utrzymać a sprawne i silne państwo to czysta korzyść dla ludu, nie? Wyrazem siły i sprawności jest też nie tylko chałupa dla króla i kapłana ale i jakiś fajny brylancik na królewskiej czapce. A że zasadności znacznej części wydatków lud i tak nie pojmie to już trudno.
Burzą się bałwany bo im się nie podobają nasze cudne rządy? Spalić ze dwa miasta, ludność wybić, baby jak tam się która nada to zerżnąć przykładnie i zaraz będzie spokój.
I ile razy mam powtarzać, że jak coś nie gra - to po to mamy Żydów i tych jebanych heretyków żeby się lud miał na kim wyładować?
Jakieś nowe pomysły na organizację państwa? Jasne - zapraszamy do loszku na konsultacje. Ten taki wyżarty pan w kapturze chętnie wysłucha propozycji.
Ach - ponadczasowe wartości Cywilizacji Łacińskiej... Byli czasy, nie?
Ale, ale..
Zauważyliście, że tak naprawdę to nic się nie zmieniło?
Wyjąwszy to, że trudniej może teraz kogoś zaszlachtować jeśli wygaduje jakieś obrazoburcze rzeczy wszystko pozostało po staremu.
Z tym szlachtowaniem to też nie do końca z dobrotliwości jaśnie państwa wynika - zarżniętej krowy doić się raczej już nie da.
Ludowi co prawda więcej zostaje w kieszeniach na wycieczki i gorzałę ale to przecież nie dzięki łaskawości rządzących a dlatego, że wydajność pracy jest milionkroć wyższa - skala rabunku jest bodaj czy nie większa.
Że już nie potrzeba być "dobrze urodzonym" arystokratą by móc se porządzić?
Bzdury - bez przynależności do jakiejś sitwy uwikłanej w niewyobrażalną ilość kombinacji i sporej ilości kasy na otumanienie bliźnich nikt sołtysem we wsi nie zostanie nie mówiąc o czymś bardziej "godnym".
Zmieniło się o tyle, że o przynależności do kasty rządzącej nie decyduje urodzenie a zasługi - niekoniecznie wobec ludzkości, wystarczą zasługi wobec jakiegoś wodza.
To zresztą jest kolejny wynalazek papiestwa: czerpać z zasobu całych społeczeństw nie ograniczając się do warstw siłą rzeczy degenerujących się na skutek chowu wsobnego.
Wojenki? No - są.
Krzewi się przecież demokrację ile wlezie i gdzie się da i stale szuka się nowych miejsc gdzie można by ją zaszczepić.
Edukacja?
Jasne - współczesny ludź styka się każdego dnia z niewiarygodnie dużą ilością informacji, ma możliwość dostępu do znacznie większej ich ilości, bodaj wszędzie istnieje przymus edukacji - a przeciętny posiadacz magisterskiego dyplomu nie byłby w stanie podjąć dyskusji o niczym z maturzystą sprzed kilkudziesięciu lat.
Z powodu braku wiadomości i śladowych już tylko umiejętności myślenia i kojarzenia faktów.
O co więc chodzi z tą nostalgią i narzekaniem na niszczenie "Cywilizacji" Łacińskiej?
Ona istnieje i ma się dobrze a te jej atrybuty które zanikły są gówno warte dokładnie tak samo zresztą jak i to, co po niej pozostało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz