piątek, 26 kwietnia 2013

Na zdrowie!

Nie zmieniło się moje nastawienie do pisania bo i nie ma ku temu powodu ale jakoś zachciało mi się "uwiecznić" parę obserwacji...
Z wiekiem rozumiem oraz mniej niestety i jedyne co mnie w tym martwi to to, że w ogóle zauważam ów brak zrozumienia.
Bo przecież życie idioty jest cudne w swej prostocie - przykładem niech będzie mój zidiociały do cna oponent dzięki któremu musiałem włączyć na blogu moderację.
Taki kretyn ze szczątkowym poczuciem że "coś" trzeba robić miast oglądać jakiegoś pornola w sieci wchodzi tu i czuje się zobowiązany do napisania jakiejś głupoty.
Po co?
Pojęcia nie mam - wie przecież matołek, że żadna z jego głupot się tu nie pojawi.
Uruchomił nawet stronkę mi poświęconą, pełną jego "przemyśleń" co smuci mnie ogromnie bo jednak to klasa oponenta świadczy o wartości przekazu.
Z drugiej jednak strony odczuwam pewien dysonans - bo skoro taki JKM którego dzięki przeszłym dokonaniom mam za wielkiego człowieka mimo tego, że oszustem jest i krętaczem ma mnie za osobistego wroga...
Nie wiem komu bardziej uwłacza ujadanie różnych anonimowych kundli - mi czy ludziom rozumnym którzy do ujadaczy dołączają :-)
Olać...

Zadziwia mnie doprawdy skala odurnienia naszego społeczeństwa (nie tylko, nie tylko, ale inne społeczeństwa mogą sobie wyzdychać)
No bo weźmy taki ZUS.
Wiadomo - to instytucja służąca wyłącznie rabunkowi obywateli i nie zamierzam pisać o tej prawdzie.
W zdumienie wprawia mnie stosunek ludzi do tej szajki.
Bo o ile jeszcze (z trudem) zrozumieć można ludzi starszych, nie mających siły przebicia, reprezentacji, zdrowia i chęci do walki o swoje o tyle nie do pojęcia dla mnie jest postawa w tym względzie średniolatków czy ludzi młodych.
Nie żyjemy w próżni i WIEMY przecież, że ani emerytur z naszych "składek" nie będzie (no dobrze, będą. Na poziomie 10% ostatniego wynagrodzenia jak dobrze pójdzie) ani też o żadnym leczeniu finansowanym ze składek mowy nie ma.
Na własnym przykładzie - dostałem ponownie dość silnego krwotoku, obyło się na szczęście bez pobytu w szpitalu (za co pan doktor mnie nieźle sklął) ale wypadało "coś" z tym zrobić.
Tym bardziej że felczer zatrudniony w przychodni na etacie lekarza sporo mimo moich nagabywań zaniedbał.
Telefon i dzwonię w miejsce, gdzie robią gastroskopię wymyśliłem sobie bowiem, że mając to badanie za sobą (a więc i na 95% pewną diagnozę) znacznie skrócę ograniczę marnotrawstwo czasu u lekarzy.
Dla jaj spytałem o badanie w ramach finansowania przez NFZ. (A tak, pracowałem ostatnio kilka miesięcy a w każdym razie płaciłem podatki i wysoką "składkę" na ZUS).
Miła pani w recepcji powiedziała że owszem, ale najwcześniej za trzy miesiące.
To samo usłyszałem i w innych gabinetach.
Znaczy jest tak, że człowiek broczący krwią z przewodu pokarmowego (procedury w szpitalach zakazują takiemu nawet samodzielnie się przemieszczać - wózeczek i wio) powinien poczekać trzy miesiące na badanie, potem jeszcze z wynikami wyszukać lekarza zdolnego przyjąć go póki te wyniki będą jeszcze miały jakiekolwiek znaczenie.
Być może gdybym poszedł do tego szarlatana w przychodni dostałbym zwolnienie z pracy i życzliwą acz gówno wartą uwagę bym uważał na dietę no i dostałbym skierowanie na badanie z nieodzowną uwagą że "na cito!" ale i tak u specjalisty usłyszałbym że "No sorry ale najwcześniej za trzy miesiące".
O ile oczywiście nie zdechłbym do tego czasu :-)
Oczywiście przestałem żartować (krwotok, zwłaszcza obfity znakomicie tonuje nastrój) i grzecznie spytałem jak rzecz wygląda "prywatnie"
Pani - nieodmiennie miła - stwierdziła że o ile nie będę do wieczora jadł a i rano się od posiłku powstrzymam to "Zapraszamy jutro o 14:40".
Oczywiście zaproszenie skwapliwie przyjąłem i za oszałamiającą kwotę niespełna dwustu złotych pan doktor przy pomocy sondy zwiedził moje wnętrzności, porobił ładne, kolorowe zdjęcia, postawił diagnozę (nie że taki on mądry choć niczego mu nie ujmuję ale dlatego, że na fotkach widać co i jak), przepisał kilka garści leków na półtoramiesięczną kurację i dał numer telefonu do regionalnego guru gastrologii w celu kontroli po leczeniu.
Jak wspomniałem - nie powstrzymał się od uwag o rosyjskiej ruletce grubymi słowy określił postępowanie ludzi nie dzwoniących w takich razach po pogotowie...

No dobrze - moje perypetie mają tu o tyle znaczenie, że całe świadome życie unikałem płacenia "składek" na ZUS pracując jak to się brzydko określa na czarno.
Brak zaufania do państwa i jego instytucji przyniósł przynajmniej tyle dobrego, że mogłem z pewnym triumfem stwierdzić "A nie mówiłem?" no i jednak kilka stówek to jednak znacznie mniej niż połowa kilkudziesiecioletniego dochodu.

"Moje" trzy miesiące czekania na wizytę to błahostka, ludzie czekają LATAMI na wizytę u specjalisty a czyż trzeba się rozwodzić, że są to ludzie chorzy?

Doskonale rozumiem że taki na przykład mój anonimowy oponent będąc osobnikiem durnym jak but nie kojarzy braków kasy na rozrywkę z państwowym zdzierstwem i spodziewa się, że dożyje w dobrym zdrowiu setki (choć głupki często żyją długo i zdrowo dzięki swej głupocie).
Pies z nim tańcował ale skoro jakoś nie słychać protestów przeciwko ZUSowi - to chyba oznacza to że albo jako społeczeństwo jesteśmy idiotami jak mój zacny oponent albo że choć zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy w prostacki sposób okradani - nie mamy odwagi powiedzieć (sobie przede wszystkim) DOŚĆ!

A ZUS to tylko przykład. Jeden z wielu.

14 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Po prostu ludzie przywykli do łańcucha i nie wyobrażają sobie, że mogliby bez niego funkcjonować. Owszem, dostrzegają grabież, jakiej państwo na nich dokonuje, ale nawet nie POMYŚLĄ, że mogłoby być inaczej, a co tu dopiero mówić o jakimkolwiek działaniu. Lata tresury robią swoje niestety.
Pozdrawiam :)

M.T.

Leszek. pisze...

Ale to znaczy tyle tylko, że rozmaici tyrani, tyranki i zwykłe gnojki postępują zupełnie słusznie grabiąc i sprowadzając lud do poziomu bydła czy też tak ich traktując.
A ja, paru czytelników tego bloga i gartka innych ludzi to wariaci.

Anonimowy pisze...

Volenti non fit iniura chciałoby się rzec :) Z tym, że wg mnie to nie do końca wina tych na łańcuchach :)

Leszek. pisze...

Nie można tak rzec bo gdybyś z każdym z tych ludzi usiadł przy flaszce to bardzo szybko przekonałbyś się, że żaden z nich NIE CHCE mieć mniej pieniążków, żaden NIE CHCE być traktowany jak śmieć, żaden NIE CHCE być biednym, schorowanym człowieczkiem.

I niestety - to wyłącznie nasza wina (również i to że dajmy na to ja jestem traktowany jak śmieć, okradany i krępowany).
Bo oczywiście bezsporną winą złodzieja jest że kradnie ale taka jest rola złodzieja - kraść.
A nam nie chce się powiesić kłódki na drzwiach a kiedy już złodziej przeszukuje nasze mieszkanie to chyba powinniśmy zrobić coś innego niż prosić go by nie zasłaniał nam telewizora bo przecież nie możemy przegapić jak jurorzy ocenią tę pięknie śpiewającą panią.
Wiem - złodziej jest od nas silniejszy a biżuterię trzymamy u teściowej tyle że choć świadczy o naszej zapobiegliwości to jest w istocie przyznaniem prawa złodziejowi do buszowania po naszym domku.
Tym bardziej że złodziej jest tchórzliwym, tępym cherlakiem a my i nasi domownicy nie dość że jest nas wielu to jeszcze jednym gestem jesteśmy w stanie gnidę unicestwić.
Zamiast tego - robimy gnojowi herbatę i ocieramy pot z niziutkiego czółka.

Anonimowy pisze...

Oczywiście, bo kto zdrowy na umyśle chce być dymany na każdym kroku, jednak ci ludzie mimo braku entuzjazmu godzą się na to.

Wkurwia mnie z deczka sytuacja, kiedy widzę człowieka płaszczącego się przed byle pachołkiem na państwowym etacie(który lubi dowartościować się pokazując kto jest górą) po to, by otrzymać dotację/sfinansowanie jakiegoś tam kursu czy cokolwiek innego.
Wkurwia mnie, gdy ktoś taki mówi mi, że czasem trzeba odstawić dumę na bok, bo dzięki temu osiągnął jakąś korzyść. Nie lubię takiego podejścia. O ile jeszcze zrozumiem w takiej sytuacji osobę pozbawioną możliwości zarobku, mającą na utrzymaniu rodzinę, o tyle nie pojmuję kompletnie, jak coś takiego może robić człowiek, który co do garnka włożyć ma.

Jak można oczekiwać od kliki rządzącej, by nas szanowała, jeśli sami siebie nie potrafimy uszanować ?

M.T.

Leszek. pisze...

Żyjemy na takim stopniu rozwoju cywilizacji że trzeba naprawdę silnych chęci lub wyjątkowego zbiegu okoliczności żeby argument o wkładaniu czegoś do garnka miał zastosowanie.
Zwykle rozumie się przed to nowy/nowszy samochód, lepsze mieszkanie, wyższą pensję i takie tam.

A duma najwidoczniej zanikła skoro nikt już nawet plując nam w twarz nie próbuje nam wmawiać że to deszcz.
Nawet sami siebie nie przekonujemy że to deszczyk...
Więc i o żadnym szacunku nie może tu być mowy.

Mnie gniewa to o tyle, że chcąc nie chcąc muszę żyć w takich warunkach że nie chcąc pozwolić byle szubrawcowi się poniżać tym samym pozbawiony jestem wielu możliwości.

Leszek. pisze...

Muszę dopisać dwa słowa.

"Najlepsze" jest w tym wszystkich to, że w opinii znakomitej większości SAM, NA WŁASNE ŻYCZENIE się tych możliwości pozbawiam :-)
I ludzie mówią to zupełnie serio...

Anonimowy pisze...

Znam to z autopsji :]

Anonimowy pisze...

Bardzo się cieszę Leszku,że znów coś napisałeś. Naczekałem się długo. Martwi mnie pesymizm Twojej wypowiedzi. Masz oczywiście rację opisując zjawiska, ale sądzę, że Twoje wnioski nie do końca są właściwe. Po pierwsze opisywane bezhołowie dotyczące opieki zdrowotnej nie dotyczy wyłącznie pieniędzy. Głównym hamulcowym jest potworny tumiwisizm i lenistwo. Powszechnie znane są przypadki robienia pijakom-menelom tomografii komputerowej głowy co 2 tygodnie natychmiast, bo rozbił łeb i leży, zaś podobno nie ma pieniędzy na diagnostykę zwyczajnych ludzi. Pogotowie jeździ leczyć katar do domów pacjentów, a odmawia wizyty u ludzi z bólami w klatce piersiowej czy po utracie przytomności. Gdzie tu kwestia finansów?
Nie mogę się też zgodzić, że ludziom zwisa sytuacja. A te 2.5 miliona, które wyemigrowało z Polski? To jest jakieś 15-20% ludzi aktywnych zawodowo, produktywnych, nie-urzędników.
Zgadzam się jednak z kwestią kompletnego braku sensu i perspektywy w odniesieniu do Nowej Prawicy. Ta partia to JKM i koniec. On robi za babę z brodą i misia na Krupówkach od 20 lat, a nie ma jakiegokolwiek widocznego zaplecza. To już nawet Palikot z poparciem mniejszym niż JKM wystawia do dyskusji jakiegoś Rozenka, Biedronia czy Grodzką. A u Korwina jest tylko on. To się ludzie nabijają i tyle.
Pozdrawiam gorąco!
Ośmioł

Leszek. pisze...

@Ośmiole
Dzięki że zaglądasz :-)

Ależ ja to wiem!!!
Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że pewnie 90% lekarzy ma gdzieś kasę (w tym sensie, że nie odmówiliby interwencji gdyby wpuścić do nich pacjenta.
Rozumiem też, że kretyńskie sytuacje to w większości "zasługa" ludzi którzy nic wspólnego z leczeniem nie mają, nie mieli i nigdy mieć nie będą.

Piszę o tym, że a) owych sytuacji jest o wiele za wiele, b) że ich zaistnienie możliwe jest tylko i wyłącznie w tak pojebanym systemie jak obowiązujący i c) WSZYSCY wiedzą, że ów system jest niewydolny, chory i choćby władować w niego wagony kasy - "prawidłowo" działać nie będzie.
Choćby dlatego, że nikt nie określił jak dotąd co rozumieć przez "prawidłowo" ale nie tylko dlatego.
I naprawdę mnie dziwi, że mimo tej wiedzy NIKT przeciwko całemu temu syfowi nie protestuje.
Zdetonowaniem bomby, manifestacją, odmową spełniania "obywatelskich obowiązków" - w jakikolwiek sposób.

Nie zgodzę się co do tych 2.5 miliona.
Bo powiedz - jaki procent stanowią ludzie którzy powiedzieli sobie: "Nie kurwa, w takim gnoju to ja żyć nie będę!"?
5? 10? Nie więcej.
Reszta pojechała zarobić na auto, na mieszkanie, na chleb, bo "tam" są lepsze perspektywy.
A ci którzy wrócą będą jedynie najwyżej narzekać przy grillu, nic konkretnego nie zrobią.
No i mimo że nic mi do ludzkich motywacji i nijak ich oceniać nie chcę i nie mogę - faktem pozostaje że jest jak jest i ledwie garstce chciałoby się to zmienić.

A o Korwinie niczego dobrego powiedzieć się nie da.
Być może dwadzieścia lat temu o coś mu chodziło, od wielu lat jednak robi świadomie (bo zbyt inteligentny to człowiek by nie był tego świadom) za wentyl bezpieczeństwa i kanalizując wkurwa co bardziej ogarniętych ludzi, zniechęcając ich skutecznie do działania kiedy już się połapią co do jego prawdziwej roli i wycinając konkurencję w zabawny dość sposób.
Będąc koncesjonowanym "opozycjonistą" ma praktycznie monopol na prezentację myśli konserwatywno-liberalnej i przez to, że występując jako błazen i fircyk kolibra ośmiesza nikt poważny się do kolibrzego myślenia nie przyzna.
A jeśli nawet ktoś się przyznaje to i tak nie ma szans na szerszą prezentację bo go nikt nigdy do telewizji nie zaprosi ani o nim nie napisze bo "zajęte przez Korwina"
Byłem, widziałem, wiem :-)
Facet ma siedemdziesiątkę na karku i poważnemu człowiekowi przystoi w tym wieku pisać książki i być mentorem o ile spełnia warunki a nie budować sobie "polityczną pozycję".
Ale wtedy może znalazłby się ktoś, kto bez koncesji wskoczyłby na jego miejsce...

Pozdrawiam :-)

Anonimowy pisze...

Co Wy wygadujecie, przecież JKM to wybitny mąż stanu, znany ze swojej bezkompromisowości i nieugiętości w walce ze zbrodniczym systemem zarządzanym przez plugawą bandę czworga i jej odnogi :D

M.T.

Leszek. pisze...

Odnogi sterowane przez służby specjalne musisz dodać i dokładający do każdych wyborów z własnej kieszeni minimum po 100k.

Anonimowy pisze...

Tym bardziej niezrozumiała jest powszechna niechęć do tego - nie bójmy się użyć tego słowa - bohatera :]

M.T.


Anonimowy pisze...

Witaj.Pisz częściej i o zdrowie dbaj.Pozdrawiam
Karzo