Lubię, bardzo lubię czytać co pisze pan Michalkiewicz.
To człowiek wielkiej mądrości i posiada rzadką umiejętność kojarzenia pozornie odległych faktów.
Prawdę rzekłszy na sporo rzeczy pan Michalkiewicz otworzył mi oczy i naprawdę szanuję go za jego publicystykę.
Oczywiście nie jest tak, że we wszystkim się z nim zgadzam - to niemożliwe.
Nie dzielę jego niechęci do "narodu wybranego", uważam że nieco z tym przesadza aczkolwiek trudno mu w tym odmówić we wszystkim racji.
Jest też pan Michalkiewicz zakamieniałym jak się wydaje katolikiem i to katolikiem "starego obrządku" co dość trudno mi zrozumieć jest bowiem pan Michalkiewicz człowiekiem wielkiej nie tylko wiedzy ale i inteligencji.
Ja osobiście uważam papiestwo za godną pogardy organizację przestępczą przy której Hitler wraz ze Stalinem to żałośni amatorzy no ale póki pan Michalkiewicz nie postuluje podłożenia mi pod nogi wiązki drewna i nie chce jej podpalać to wolno mu przecież wierzyć w co zechce.
W każdym razie śmiało mogę napisać że w kwestiach politycznych, gospodarczych czy poglądach na wolność osobistą człowieka pan Michalkiewicz jest i był moim mentorem.
Czytam więc w miarę regularnie co piszę często kręcąc z podziwu dla jego erudycji głową aż tu dzisiaj osłupiałem przeczytawszy ten artykuł.
Zrobiło mi się nieswojo, bo rzeczywiście
- przykro czytać co wypisuje człowiek którego trudno doprawdy posądzać o
świadome wypaczanie rzeczywistości bo w to, że pisze o czymś o czym nie
ma pojęcia trudno uwierzyć.
Doskonale rozumiem że światopogląd narzuca charakter wypowiedzi ale są pewne granice których przekraczać nie wolno.
Tym
bardziej że kto jak kto ale pan Michalkiewicz w moim pojęciu z
przekonania nie zniżyłby się do manipulacji faktami, żerowania na niewiedzy
czytelników czy kłamstwa dla osiągnięcia... no właśnie nie wiem czego - poklasku?
poczytności?
Mniejsza już o to, że w sposób oczywisty dla każdego
kto potrafi czytać mija się z prawdą przypisując katolicyzmowi - i to
jeszcze katolicyzmowi w wersji sprzed Vaticanum II - miano
chrześcijaństwa i pomawiając go o jakiekolwiek związki z Bogiem.
Nie znaczy to oczywiście że posoborowy katolicyzm do chrześcijaństwa się zbliżył :-)
Powiedzmy że to akurat można wytłumaczyć choć usprawiedliwić się nie da.
Gorzej bo w sposób zafałszowany przedstawia pan Michalkiewicz obiektywne i historyczne fakty...
Pisze pan Mchalkiewicz na przykład o trzech fundamentach cywilizacji łacińskiej.
Wymienia grecki stosunek do prawdy, zasady prawa rzymskiego i etykę chrześcijańską, jako podstawie systemu prawnego.
Słusznie
charakteryzuje pierwszy - stosunek do prawdy - pisząc o tym, że prawda
istnieje obiektywnie i niezależna jest od czyjegoś widzimisię ale w tym
samym akapicie wsadza oczywiście nieprawdziwe zdanie: "Taki stosunek do prawdy sprzyjał poznawaniu świata niezależnie od
wierzeń religijnych i właśnie dlatego w obrębie tej cywilizacji pojawił
się fenomen zwany nauką, to znaczy - systematyczne dociekanie prawdy o
świecie, połączone z nieustannym kwestionowaniem uzyskanych dotychczas
rezultatów"
No ludzie - nauka w takim rozumieniu kwitła wszędzie ale z całą pewnością nie "w obrębie cywilizacji łacińskiej".
Cywilizacja
łacińska dopiero od czasów Reformacji zaczęła adaptować dokonania
Arabów, Hindusów czy Chińczyków którzy zdążyli już dawno zapomnieć
nazwiska autorów tych dokonań.
Wcześniej - do czasów Reformacji
"nauka" koncentrowała się na tym ile też diabłów mieści się na czubku
szpilki i poszukiwała sposobów na usprawnienie handlu zbawieniem.
Nie
ma żadnej dziedziny w której dokonano by "w obrębie cywilizacji
łacińskiej" jakiegoś znaczącego odkrycia, przeciwnie - ludzie parający
się nauką (filozofią, matematyką, fizyką, chemią czy astronomią) gnili w
lochach lub płonęli na stosach aż do XIX wieku choć od czasów Reformacji wiele się w tej dziedzinie zmieniło a i upadek Konstantynopola znacząco przyczynił się do tego, że uciekinierzy stamtąd stworzyli swego rodzaju masę krytyczną po przekroczeniu której nauki tak łatwo kneblować się już nie dało.
Pan Michalkiewicz jest
prawnikiem, więc nie może nie wiedzieć że opiewane przez niego jako wzór
rzymskie prawo nie jest wcale wynalazkiem rzymskim a przyadaptowanymi
przez Rzymian osiągnięciami innych zgoła kultur i praw naturalnych - jedyna zasługa (to prawda
- ogromna) Rzymian polega na tym, że ujęli te prawa w spójne kodeksy,
dopiero zresztą w IV wieku naszej ery a więc - u samego schyłku
Imperium.
Mija się zresztą z prawdą pan Michalkiewicz twierdząc
jakoby rzymskie prawo czyniło z obywateli podmiot kosztem państwa -
na pewno wie o tym, że prawo zwyczajowe uchylało prawa stanowione o ile
znajdowały się w kolizji więc jeśli już obywatele w Rzymie traktowani
byli przez prawo podmiotowo to raczej mimo intencji prawodawców a nie
dzięki nim.
W istocie stricte rzymskie prawa to emanacja ich
głęboko zakorzenionego barbarzyństwa posuniętego do tego stopnia, że
budziło powszechną odrazę sąsiadów - jak choćby możliwość dowolnego dysponowania
życiem własnych dzieci (czyt. miał "prawo" Rzymianin zarżnąć albo po
prostu wyrzucić na śmietnik noworodka który mu z jakiś względów "nie pasował").
Przywoływany przez pana Michalkiewicza Arystoteles napisał:
"Musi
obowiązywać prawo przeciwko wychowywaniu niedoskonałego lub
uszkodzonego dziecka. A żeby uniknąć przeludnienia niektórych dzieci
trzeba się pozbyć. Społeczności polis musi zostać narzucony limit."
(Polityka VII.16)
Tacyt zaś pisze o tak postponowanej przez Michalkiewicza kulturze żydowskiej:
"To co dla nas święte jest dla Żydów bezbożne, a to co my uważamy za
niemoralne oni dopuszczają".
I
jako przykład niebywałych, wyjątkowo odrażających perwersji (według
jego własnych słów) podaje obok monoteizmu że "Dla Żydów zabicie
niechcianego dziecka jest niedopuszczalne".
Co
ciekawe a na co tak często powołujący się na Ewangelie pan
Michalkiewicz nie zauważa, że pełno w nich chromych, ślepych i
oszalałych a próżno ich szukać w rzymskich czy greckich źródłach.
Po prostu ci wspaniali Grecy i Rzymianie "pozbywali się" ich nim dorośli.
Kobiety
zresztą traktowano nie lepiej - były ledwie "bezpłodnymi mężczyznami",
jak pisze wspomniany "poszukiwacz prawdy" Arystoteles:
“Samica, poniewż
brakuje jej naturalnego żaru, nie jest w stanie ‘gotować’
swoich płynów menstruacyjnych do właściwego punktu
przemiany, w którym stałyby się nasieniem. Z tego względu
jedynym jej wkładem w tworzeniu zarodka jest surowiec, oraz
‘gleba’, w której może się rozwijać”. Jej
niezdolność do wytwarzania nasienia wskazuje, że jej
rozwój jest niekompletny"
Rzymianie skwapliwie to
przejęli (rzymski patriarcha mógł zrobić z podległą mu kobietą zrobić
dosłownie wszystko - sprzedać, zabić albo wydzierżawić koledze - w
pełnej zgodzie z prawem) a później twórczo rozwinęło to papiestwo.
(Pewnie napiszę kiedyś o stosunku papiestwa do kobiet - to zagadnienie równie ciekawe jak pełen miłości bliźniego stosunek do żydów czy choćby Indian)
No i rzeci filar - etyka (podobno) chrześcijańska.
Pisze pan Michalkiewicz:
I wreszcie - etyka chrześcijańska, która stanowi cenne uzupełnienie
poprzednich filarów. Wniosła ona do tej cywilizacji rewolucyjną zasadę,
iż każdemu człowiekowi, niezależnie od aktualnej pozycji społecznej,
przysługuje nienaruszalne i przyrodzone minimum godności, jako dziecku
Boga. Zaszczepienie tej zasady na greckim i rzymskim korzeniu przyniosło
już w Średniowieczu znakomity rezultat w postaci etosu rycerskiego.
Rycerz był uosobieniem dzielności i siły - w czym kochała się Grecja i
Rzym - ale w cywilizacji łacińskiej ta siła została obciążona
obowiązkami na rzecz słabości. Podstawowym bowiem obowiązkiem rycerza
była „obrona wdów i sierot” - a więc osób w ówczesnym społeczeństwie najsłabszych.
Dzieci
Boże utrzymywane w ciemnocie, brudzie, nędzy i niewoli przez
kilkanaście stuleci - oto "przysługujące nienaruszalne i przyrodzone
minimum godności".
Zapewne pan Michalkiewicz potrafi wskazać w
Ewangeliach zalecenia że lud ma być głupi, biedny i poddany w zupełności
woli swoich "właścicieli" (ja nie potrafię) ale taka opinia w jego
ustach wywołuje u mnie pewien dysonans bo setki jego tekstów to przecież
protest przeciwko temu...
Rycerz był może uosobieniem
dzielności i siły ale jeśli już to tylko w oczach innych rycerzy bo
ciemny i durny lud mógł ich za takich uważać jedynie na takiej zasadzie
jak pana Jarka Kaczyńskiego uważa się za człowieka o prawicowych
poglądach a Kaczyńskiego Lecha za obrońcę interesu narodowego i
państwowego.
W istocie lud bał się rycerzy i ich nienawidził bo
byli obok kleru tymi, którzy ich grabili i niewolili a "obrona wdów i
sierot" w najlepszym razie zaczynała się i kończyła na tym, by nie
pozwolić innemu rycerzykowi odebrać ich sobie.
Krowa - o koniu nie
mówiąc - była znacznie cenniejsza dla przepełnionego chrześcijańską
etyką po dziury w nosie rycerza niż jakaś tam wdowa czy sierota.
Nie
będę odnosić się do analizy (dość trafnej) socjalistycznych zapędów,
napiszę tylko kilka słów o powszechnej trosce - zapewne prawdziwej - o losy
"kościoła" i zaniepokojeniu jego kondycją czemu wyraz daje i pan
Michalkiewicz.
Doskonale rozumiem tę troskę, jest ona bowiem w pełni uzasadniona.
Na szczęście.
Otóż
w świetle tego, jak przedstawia się Bóg na kartach Biblii i tego jakie
bezwzględnie cechy musi On mieć a szczególnie w świetle słów Jezusa o
Jego Kościele - twór znany od czwartego wieku naszej ery jako papiestwo
żadnym kościołem nie jest.
Kościół bowiem jako twór Boga o którym
powiedział On że dotrwa w nienaruszonym stanie do kresu czasów upaść czy
osłabnąć nie może.
Każda, szczególnie prawdziwa troska o losy
kościoła jest więc jeśli nie zarzuceniem Bogu kłamstwa to co najmniej
bezpodstawnym powątpiewaniem w Jego słowa i Jego zdolność dotrzymywania
obietnic.
Jeśli chodzi o pana Michalkiewicza - nie bardzo mogę
wierzyć w to, że nie zdaje sobie z tego sprawy a co za tym idzie - że
nie wie z całą pewnością o tym, że Kościół Katolicki Obrządku Rzymskiego (i inne
twory które z niego się wyłoniły) jedynie z nazwy nadanej sobie prze
siebie prawem Kaduka są kościołem i nic wspólnego z tym, o czym powiada
Bóg wspólnego nie ma a więc ich upadek jest nieuchronny.
Nie
wierzę też, że pan Michalkiewicz nie zdaje sobie sprawy że ustrój
polityczny z którym od lat z ogromnym talentem i zaangażowaniem walczy
ukazując jego ohydę jest emanacją papiestwa ściśle z nim powiązaną i
pozostającą mimo wielu nieporozumień co do podziału łupów i zakresu
rządu dusz w ścisłym związku Tronu i Ołtarza.
Jest na to zbyt inteligentny i zbyt wielką posiada wiedzę.
Ja natomiast mam tej wiedzy zdecydowanie za mało by znaleźć powód dla którego pan Michalkiewicz wypisuje takie rzeczy...
2 komentarze:
Bardzo podobne przemyślenia nachodziły mnie podczas lektury tekstów p. Michalkiewicza oraz oglądania jego wideo-felietonów. Nie mogę pojąć, jak człowiek posługujący się wybornie logiką, może nagle w pół drogi zawracać i przeczyć samemu sobie. Doprawdy nie rozumiem tego.
Jakimś wytłumaczeniem może być lęk przed utratą czytelników - to w znacznej części pisolubni i słuchacze radyja i ludzie dla których głównym kryterium wiarygodności jest stosunek do kościółka.
Ale obawiam się że niestety pan Michalkiewicz serio godzi w afirmację wobec papiestwa (zwłaszcza "starej daty") z ogromną wiedzą jaką bezsprzecznie ma i jakoś potrafi godzić żelazną logikę z wiarą w brednie jakie płyną z ambon.
To pewna ułomność wielu skądinąd mądrych i porządnych ludzi - przywiązanie do określonego paradygmatu i niemożność (zwiększająca się z wiekiem) do wyjścia poza ramy przezeń narzucone.
Smutne
Prześlij komentarz