wtorek, 21 maja 2013

Stanisław Michalkiewicz

Lubię, bardzo lubię czytać co pisze pan Michalkiewicz.
To człowiek wielkiej mądrości i posiada rzadką umiejętność kojarzenia pozornie odległych faktów.
Prawdę rzekłszy na sporo rzeczy pan Michalkiewicz otworzył mi oczy i naprawdę szanuję go za jego publicystykę.
Oczywiście nie jest tak, że we wszystkim się z nim zgadzam - to niemożliwe.
Nie dzielę jego niechęci do "narodu wybranego", uważam że nieco z tym przesadza aczkolwiek trudno mu w tym odmówić we wszystkim racji.
Jest też pan Michalkiewicz zakamieniałym jak się wydaje katolikiem i to katolikiem "starego obrządku" co dość trudno mi zrozumieć jest bowiem pan Michalkiewicz człowiekiem wielkiej nie tylko wiedzy ale i inteligencji.
Ja osobiście uważam papiestwo za godną pogardy organizację przestępczą przy której Hitler wraz ze Stalinem to żałośni amatorzy no ale póki pan Michalkiewicz nie postuluje podłożenia mi pod nogi wiązki drewna i nie chce jej podpalać to wolno mu przecież wierzyć w co zechce.

W każdym razie śmiało mogę napisać że w kwestiach politycznych, gospodarczych czy poglądach na wolność osobistą człowieka pan Michalkiewicz jest i był moim mentorem.
Czytam więc w miarę regularnie co piszę często kręcąc z podziwu dla jego erudycji głową aż tu dzisiaj osłupiałem przeczytawszy ten artykuł.

Zrobiło mi się nieswojo, bo rzeczywiście - przykro czytać co wypisuje człowiek którego trudno doprawdy posądzać o świadome wypaczanie rzeczywistości bo w to, że pisze o czymś o czym nie ma pojęcia trudno uwierzyć.
Doskonale rozumiem że światopogląd narzuca charakter wypowiedzi ale są pewne granice których przekraczać nie wolno.
Tym bardziej że kto jak kto ale pan Michalkiewicz w moim pojęciu z przekonania nie zniżyłby się do manipulacji faktami, żerowania na niewiedzy czytelników czy kłamstwa dla osiągnięcia... no właśnie nie wiem czego - poklasku? poczytności?
Mniejsza już o to, że w sposób oczywisty dla każdego kto potrafi czytać mija się z prawdą przypisując katolicyzmowi - i to jeszcze katolicyzmowi w wersji sprzed Vaticanum II - miano chrześcijaństwa i pomawiając go o jakiekolwiek związki z Bogiem.
Nie znaczy to oczywiście że posoborowy katolicyzm do chrześcijaństwa się zbliżył :-)
Powiedzmy że to akurat można wytłumaczyć choć usprawiedliwić się nie da.
Gorzej bo w sposób zafałszowany przedstawia pan Michalkiewicz obiektywne i historyczne fakty...
Pisze pan Mchalkiewicz na przykład o trzech fundamentach cywilizacji łacińskiej.
Wymienia grecki stosunek do prawdy, zasady prawa rzymskiego i etykę chrześcijańską, jako podstawie systemu prawnego.
Słusznie charakteryzuje pierwszy - stosunek do prawdy - pisząc o tym, że prawda istnieje obiektywnie i niezależna jest od czyjegoś widzimisię ale w tym samym akapicie wsadza oczywiście nieprawdziwe zdanie: "Taki stosunek do prawdy sprzyjał poznawaniu świata niezależnie od wierzeń religijnych i właśnie dlatego w obrębie tej cywilizacji pojawił się fenomen zwany nauką, to znaczy - systematyczne dociekanie prawdy o świecie, połączone z nieustannym kwestionowaniem uzyskanych dotychczas rezultatów"
No ludzie - nauka w takim rozumieniu kwitła wszędzie ale z całą pewnością nie "w obrębie cywilizacji łacińskiej".
Cywilizacja łacińska dopiero od czasów Reformacji zaczęła adaptować dokonania Arabów, Hindusów czy Chińczyków którzy zdążyli już dawno zapomnieć nazwiska autorów tych dokonań.
Wcześniej - do czasów Reformacji "nauka" koncentrowała się na tym ile też diabłów mieści się na czubku szpilki i poszukiwała sposobów na usprawnienie handlu zbawieniem.
Nie ma żadnej dziedziny w której dokonano by "w obrębie cywilizacji łacińskiej" jakiegoś znaczącego odkrycia, przeciwnie - ludzie parający się nauką (filozofią, matematyką, fizyką, chemią czy astronomią) gnili w lochach lub płonęli na stosach aż do XIX wieku choć od czasów Reformacji wiele się w tej dziedzinie zmieniło a i upadek Konstantynopola znacząco przyczynił się do tego, że uciekinierzy stamtąd stworzyli swego rodzaju masę krytyczną po przekroczeniu której nauki tak łatwo kneblować się już nie dało.
Pan Michalkiewicz jest prawnikiem, więc nie może nie wiedzieć że opiewane przez niego jako wzór rzymskie prawo nie jest wcale wynalazkiem rzymskim a przyadaptowanymi przez Rzymian osiągnięciami innych zgoła kultur i praw naturalnych - jedyna zasługa (to prawda - ogromna) Rzymian polega na tym, że ujęli te prawa w spójne kodeksy, dopiero zresztą w IV wieku naszej ery a więc - u samego schyłku Imperium.
Mija się zresztą z prawdą pan Michalkiewicz twierdząc jakoby rzymskie prawo czyniło z obywateli podmiot kosztem państwa - na pewno wie o tym, że prawo zwyczajowe uchylało prawa stanowione o ile znajdowały się w kolizji więc jeśli już obywatele w Rzymie traktowani byli przez prawo podmiotowo to raczej mimo intencji prawodawców a nie dzięki nim.
W istocie stricte rzymskie prawa to emanacja ich głęboko zakorzenionego barbarzyństwa posuniętego do tego stopnia, że budziło powszechną odrazę sąsiadów - jak choćby możliwość dowolnego dysponowania życiem własnych dzieci (czyt. miał "prawo" Rzymianin zarżnąć albo po prostu wyrzucić na śmietnik noworodka który mu z jakiś względów "nie pasował").
Przywoływany przez pana Michalkiewicza Arystoteles napisał:
"Musi obowiązywać prawo przeciwko wychowywaniu niedoskonałego lub uszkodzonego dziecka. A żeby uniknąć przeludnienia niektórych dzieci trzeba się pozbyć. Społeczności polis musi zostać narzucony limit." (Polityka VII.16)
Tacyt zaś pisze o tak postponowanej przez Michalkiewicza kulturze żydowskiej:
 "To co dla nas święte jest dla Żydów bezbożne, a to co my uważamy za niemoralne oni dopuszczają".
I jako przykład niebywałych, wyjątkowo odrażających perwersji (według jego własnych słów) podaje obok monoteizmu że "Dla Żydów zabicie niechcianego dziecka jest niedopuszczalne".
Co ciekawe a na co tak często powołujący się na Ewangelie pan Michalkiewicz nie zauważa, że pełno w nich chromych, ślepych i oszalałych a próżno ich szukać w rzymskich czy greckich źródłach.
Po prostu ci wspaniali Grecy i Rzymianie "pozbywali się" ich nim dorośli.
Kobiety zresztą traktowano nie lepiej - były ledwie "bezpłodnymi mężczyznami", jak pisze wspomniany "poszukiwacz prawdy" Arystoteles:
“Samica, poniewż brakuje jej naturalnego żaru, nie jest w stanie ‘gotować’ swoich płynów menstruacyjnych do właściwego punktu przemiany, w którym stałyby się nasieniem. Z tego względu jedynym jej wkładem w tworzeniu zarodka jest surowiec, oraz ‘gleba’, w której może się rozwijać”. Jej niezdolność do wytwarzania nasienia wskazuje, że jej rozwój jest niekompletny"
Rzymianie skwapliwie to przejęli (rzymski patriarcha mógł zrobić z podległą mu kobietą zrobić dosłownie wszystko - sprzedać, zabić albo wydzierżawić koledze - w pełnej zgodzie z prawem) a później twórczo rozwinęło to papiestwo.
(Pewnie napiszę kiedyś o stosunku papiestwa do kobiet - to zagadnienie równie ciekawe jak pełen miłości bliźniego stosunek do żydów czy choćby Indian)
No i rzeci filar - etyka (podobno) chrześcijańska.
Pisze pan Michalkiewicz:
I wreszcie - etyka chrześcijańska, która stanowi cenne uzupełnienie poprzednich filarów. Wniosła ona do tej cywilizacji rewolucyjną zasadę, iż każdemu człowiekowi, niezależnie od aktualnej pozycji społecznej, przysługuje nienaruszalne i przyrodzone minimum godności, jako dziecku Boga. Zaszczepienie tej zasady na greckim i rzymskim korzeniu przyniosło już w Średniowieczu znakomity rezultat w postaci etosu rycerskiego. Rycerz był uosobieniem dzielności i siły - w czym kochała się Grecja i Rzym - ale w cywilizacji łacińskiej ta siła została obciążona obowiązkami na rzecz słabości. Podstawowym bowiem obowiązkiem rycerza była „obrona wdów i sierot” - a więc osób w ówczesnym społeczeństwie najsłabszych.
Dzieci Boże utrzymywane w ciemnocie, brudzie, nędzy i niewoli przez kilkanaście stuleci - oto "przysługujące nienaruszalne i przyrodzone minimum godności".
Zapewne pan Michalkiewicz potrafi wskazać w Ewangeliach zalecenia że lud ma być głupi, biedny i poddany w zupełności woli swoich "właścicieli" (ja nie potrafię) ale taka opinia w jego ustach wywołuje u mnie pewien dysonans bo setki jego tekstów to przecież protest przeciwko temu...
Rycerz był może uosobieniem dzielności i siły ale jeśli już to tylko w oczach innych rycerzy bo ciemny i durny lud mógł ich za takich uważać jedynie na takiej zasadzie jak pana Jarka Kaczyńskiego uważa się za człowieka o prawicowych poglądach a Kaczyńskiego Lecha za obrońcę interesu narodowego i państwowego.
W istocie lud bał się rycerzy i ich nienawidził bo byli obok kleru tymi, którzy ich grabili i niewolili a "obrona wdów i sierot" w najlepszym razie zaczynała się i kończyła na tym, by nie pozwolić innemu rycerzykowi odebrać ich sobie.
Krowa - o koniu nie mówiąc - była znacznie cenniejsza dla przepełnionego chrześcijańską etyką po dziury w nosie rycerza niż jakaś tam wdowa czy sierota.

Nie będę odnosić się do analizy (dość trafnej) socjalistycznych zapędów, napiszę tylko kilka słów o powszechnej trosce - zapewne prawdziwej - o losy "kościoła" i zaniepokojeniu jego kondycją czemu wyraz daje i pan Michalkiewicz.
Doskonale rozumiem tę troskę, jest ona bowiem w pełni uzasadniona.
Na szczęście.
Otóż w świetle tego, jak przedstawia się Bóg na kartach Biblii i tego jakie bezwzględnie cechy musi On mieć a szczególnie w świetle słów Jezusa o Jego Kościele - twór znany od czwartego wieku naszej ery jako papiestwo żadnym kościołem nie jest.
Kościół bowiem jako twór Boga o którym powiedział On że dotrwa w nienaruszonym stanie do kresu czasów upaść czy osłabnąć nie może.
Każda, szczególnie prawdziwa troska o losy kościoła jest więc jeśli nie zarzuceniem Bogu kłamstwa to co najmniej bezpodstawnym powątpiewaniem w Jego słowa i Jego zdolność dotrzymywania obietnic.
Jeśli chodzi o pana Michalkiewicza - nie bardzo mogę wierzyć w to, że nie zdaje sobie z tego sprawy a co za tym idzie - że nie wie z całą pewnością o tym, że Kościół Katolicki Obrządku Rzymskiego (i inne twory które z niego się wyłoniły) jedynie z nazwy nadanej sobie prze siebie prawem Kaduka są kościołem i nic wspólnego z tym, o czym powiada Bóg wspólnego nie ma a więc ich upadek jest nieuchronny.
Nie wierzę też, że pan Michalkiewicz nie zdaje sobie sprawy że ustrój polityczny z którym od lat z ogromnym talentem i zaangażowaniem walczy ukazując jego ohydę jest emanacją papiestwa ściśle z nim powiązaną i pozostającą mimo wielu nieporozumień co do podziału łupów i zakresu rządu dusz w ścisłym związku Tronu i Ołtarza.
Jest na to zbyt inteligentny i zbyt wielką posiada wiedzę.
Ja natomiast mam tej wiedzy zdecydowanie za mało by znaleźć powód dla którego pan Michalkiewicz wypisuje takie rzeczy...

2 komentarze:

Unknown pisze...

Bardzo podobne przemyślenia nachodziły mnie podczas lektury tekstów p. Michalkiewicza oraz oglądania jego wideo-felietonów. Nie mogę pojąć, jak człowiek posługujący się wybornie logiką, może nagle w pół drogi zawracać i przeczyć samemu sobie. Doprawdy nie rozumiem tego.

Leszek. pisze...

Jakimś wytłumaczeniem może być lęk przed utratą czytelników - to w znacznej części pisolubni i słuchacze radyja i ludzie dla których głównym kryterium wiarygodności jest stosunek do kościółka.
Ale obawiam się że niestety pan Michalkiewicz serio godzi w afirmację wobec papiestwa (zwłaszcza "starej daty") z ogromną wiedzą jaką bezsprzecznie ma i jakoś potrafi godzić żelazną logikę z wiarą w brednie jakie płyną z ambon.

To pewna ułomność wielu skądinąd mądrych i porządnych ludzi - przywiązanie do określonego paradygmatu i niemożność (zwiększająca się z wiekiem) do wyjścia poza ramy przezeń narzucone.

Smutne