Archiwum
- maja 2013 (1)
- kwietnia 2013 (1)
- marca 2013 (1)
- grudnia 2012 (5)
- listopada 2012 (7)
- października 2012 (4)
- września 2012 (7)
- sierpnia 2012 (2)
- lipca 2012 (5)
- czerwca 2012 (23)
wtorek, 12 czerwca 2012
Nie rozumiem Was ludzie...
Serio, przestaję kumać ludzkie motywacje. Może to ze starości...
Zaraz napiszę o co mi chodzi ale najpierw tytułem wprowadzenia osobista historyjka - nie po to by się żalić ale po to byście nie mieli wątpliwości, że wiem o czym piszę.
Otóż nie mam ubezpieczenia - żadnego.
Zdrowotnego, emerytalnego, ch.j wie jakiego tam jeszcze - nie mam i tyle.
Całkiem świadomie - gdzieś w roku 1978 zdecydowałem, że w dupie mam państwowe gwarancje - po prostu uznałem zapewnienia Polskiej Rzeczpospolitej (wtedy jeszcze) Ludowej za gówno warte więc postanowiłem nie dać się dymać o ile to tylko będzie możliwe.
Jakoś sobie dawałem radę aż niestety niedawno spotkała mnie "zdrowotna przykrość".
Nieco wcześniej zresztą też - miałem zawał serca za wyprowadzenie z którego szpital domaga się z górą 16K obiecując sprawę w sądzie.
Zapewniłem oczywiście ich radcę prawnego, że nie mam zamiaru płacić i z niecierpliwością czekam na wezwanie do sądu ale to inna historia, którą mam nadzieję tu zrelacjonować.
Ale rzecz dotyczy czego innego - otóż kilka tygodni temu dostałem rzetelnego krwotoku - straciłem przytomność, pogotowie, szpital, jakieś tam zabiegi - w każdym razie niewiele brakowało a nie miałbym okazji o tym pisać.
Być może to moja wina - takie krwotoki miewam od prawie roku (w sumie było ich pięć) ale jako że kończyło się to na dwu-trzydniowym osłabieniu - uznałem, że trzeba się przyzwyczaić i tyle.
Ostatni jednak krwotok wystąpił po dwóch dniach po poprzednim (tak się złożyło że tuż przed moimi urodzinami) i o mało mnie nie zabił.
Znaczy - zabiłby mnie z pewnością bo tym razem bym się już wykrwawił (pękły nie tylko żyły ale i tętnica w żołądku) ale szczęściem mieszkam ostatnio z bratem i miał kto wezwać pogotowie.
Wywinąłem więc się tym razem - pan doktor jakoś połatał w kilka godzin wnętrze żołądka, poleżałem parę dni w szpitalu no i jakoś powoli próbuję dojść do siebie.
Ale to nie o mojej lekkomyślności miało być...
Otóż bardzo miła pani doktor przy wypisie dała mi prócz pliku recept skierowanie do specjalistycznej przychodni "celem dalszego leczenia".
Po paru tygodniach łykania prochów i jedzenia siana (że gówniana, jałowa dieta) uznałem, że pora iść się zarejestrować do tej poradni i wywiedzieć się czy i jakie efekty to przyniosło.
(Przyznam, że wystraszyłem się na tyle tym krwotokiem, że załatwiłem ubezpieczenie - niepotrzebnie.)
Powlokłem się więc do tej nieszczęsnej poradni mieszczącej się zresztą w szpitalu w którym leżałem i tam usłyszałem, że "No - najbliższy termin jest na początku przyszłego roku"
Co???
- Jest tylko trzech lekarzy tej specjalności - tyle finansuje NFZ i nic na to nie poradzimy - uświadomiła mnie pani w recepcji - musi pan prywatnie, bo nie ma naszym cudnym mieście innej tego typu poradni.
Kiedyś bym się wkurwił i pewnie pyskował do tej pory mimo upływu kilku tygodni ale teraz parsknąłem tylko śmiechem i opuściłem szpital (wojewódzki jakby kto pytał)
Trzeba Wam wiedzieć, że w kolejce do rejestracji spędziłem bite dwie godziny i nasłuchałem się co nieco tego, co też opowiadają sobie ludzie. Różni ludzie, bo że jestem mocno osłabiony po tych krwotokach to sobie co kilkanaście minut musiałem sobie iść na bok przysiąść a na ławeczce co rusz ludzie się zmieniali.
(I tu przechodzimy do sedna)
Otóż ludzie opowiadali sobie o trapiących ich choróbskach ale jakieś 60% rozmów tyczyło chujni w dostępie do badań i leczenia, 39% "że drogo" a ledwie dziesięć to wrażenia z przebiegu chorób.
Gawędzili też ludkowie sobie a to o obronie krzyża, a to o Smoleńsku, a to o Euro 2012 czy wreszcie o tym, że jednak praca do 67 roku życia to lekkie przegięcie i o rzekomym kryzysie.
Dodam, że i w czasie tych dwóch tygodni jakie spędziłem w szpital rozmowy dotyczyły tego samego, w nieco tylko innych proporcjach.
I tu zaczyna się moje zdziwienie.
Bo - co dla mnie jest niepojęte - lud dość precyzyjnie (choć chyba instynktownie) identyfikuje zjawisko określając je jako "Jebią nas, panie dzieju" ale jednocześnie poprzestaje na tej konstatacji co najwyżej dorzucając różne mniej czy bardziej drastyczne szczegóły owego jebania.
Pewną nowością w stosunku do wcześniej wysłuchiwanych narzekań jest to, że owi tajemniczy jebiący bardzo coś oszczędzają na wazelinie a o specjalistycznych żelach chyba nie słyszeli w ogóle.
Czego konkretnie nie rozumiem?
Ano tego, że mimo iż powszechnie znane jest rzymskie przysłowie - "Niech strzeże się kupujący!" to ludzie przy kupowaniu usług od państwa polskiego pozwalają się tak jebać, że krew im cieknie z dupy coraz żwawszym strumieniem.
Każdy z nas wstając z krzesła po obejrzeniu ulubionego serialu w tv pozostawia kałużę krwi - ludzie płacą ubezpieczenie "zdrowotne" i muszą czekać rok na wizytę u lekarza.
No, zwykle nie czekają, bo odmawiając sobie kieliszka chleba albo dziecku nowej zabawki zapierdalają do "prywatnego" lekarza.
Nawet ja - człowiek lekkomyślny - jestem nieco wystraszony moją dolegliwością a raczej w zyciu nie litowałem się nad sobą, powątpiewam więc, by ludzie którzy nawet nie są w stanie wyobrazić sobie, że nie mają ubezpieczenia cierpliwie czekali "do początku przyszłego roku" ma wizytę u jakiegoś lekarza.
Lud - po wymianie skrwawionego pampersa - z zapartym tchem śledzi "konsultacje" w sprawie zapierdalania do 67 roku życia nie mając żadnych gwarancji, że za lat piętnaście nie "zajdzie konieczność" podniesienia wieku emerytalnego do lat 82 na przykład.
Ba! - nie mają pojęcia, w jakiej wysokości dostaną tę "wypracowaną" emeryturę - teraz spora część ludu cieszy się z 1000 czy 1300 złotych.
Nikt jakoś nie zauważył, że parę miesięcy temu ludzie zostali bonusowo wyjebani na szwindlu z OFE i gromadzonym w nich kapitałem - pewnie zmieniali te pampersy akurat.
Nie dostrzegają też ludkowie, że państwo sprzedało większość z tego co sprzedać mogło, przemysł w Polsce nie istnieje, dług publiczny sięga biliona złotych (oszołomy mówią o trzech bilionach) i śladu po tej kasie nie ma.
Bardziej "kreatywna" (i mająca dość zdrowia) część społeczeństwa pojechała zapierdalać na polach Europy budząc podziw leniwych sąsiadów i wzbogacając inne państwa miast siebie.
A mimo to, mimo tryskających z dup fontann krwi - w dalszym ciągu zaopatrują się u tego samego kupca i ani im we łbach nie postanie, by pomyśleć o sobie i swoich rodzinach - wolą pasjonować się przepychankami pętaków pełniących rolę polityków i wlepiają ślepia choćby w Taniec z dyszlami w TV.
O napluciu w pysk oszustowi nawet i marzyć nie ma co.
Nie nawołuję do tego, by ktoś w pojedynkę albo ze szwgrem zmienił sytuację w Polsce - nie potrafię tylko zrozumieć, dlaczego niemal NIKOMU nie przeszkadza bycie dymanym.
Dziwi mnie to tym nardziej, że sam omal się nie wykrwawiłem przez brak zainteresowania własnym zdrowiem...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz