wtorek, 12 czerwca 2012

Skąd tyle tego gnoju?

No dobrze - ale jaki jest związek między tym, że szereg szubrawców tworzy od stuleci organizację zbudowaną na oszustwie i złodziejstwie i trudni się wyłudzeniami a tym, że w Polsce AD 2011 powoli nie daje się normalnie żyć?
Przecież od wielu lat istnieje rozdział państwa i kościoła, w państwowych władzach od "przedwojny" nie zasiadają "duchowni" a nawet za pierwszej komuny przez dziesięciolecia KRK w Polsce był może nie tyle prześladowany ale oficjalnie uważany za organizację wrogą państwu i ledwie tolerowaną.
Jak można więc przypisywać papiestwu winę za coś, na co nie ma wpływu?


Niestety - ma i miał KRK wpływ i to ogromny i to nie tylko na ludzkie postawy ale i wprost na sposób w jaki państwo jest zarządzane a często jest wręcz kreatorem rzeczywistości.

Konieczne jest uświadomienie sobie dwóch rzeczy.
Pierwszą z nich jest to, że jeszcze do niedawna duchowość stanowiła fundament życia - zarówno społecznego jak i życia osobistego ludzi - wszystko było jej podporządkowane.
Nie ma tu znaczenia to, w jaki sposób ludzie ją rozumieli ani to, że część z nich wykorzystywała ten powszechny stosunek do transcendencji dla własnych celów - istotne jest to, że świat "kręcił się" wokół religii.
Druga rzecz to naturalna potrzeba autorytetu. Ludzie - zarówno w masie jak i indywidualnie - potrzebują w życiu kogoś, kto stanowi dla nich rodzaj opoki na której mogą - czy tylko im się tak wydaje - się oprzeć czy kogoś, czyja opinia będzie opinią ostateczną.
Nawet i teraz - kiedy wydaje się, że autorytetów po prostu nie ma jest dokładnie tak samo.
Jedyna różnica polega na tym, że o ile kiedyś autorytetem był arystokrata, władca, "duchowny" czy ktoś z jakimiś osiągnięciami o tyle teraz rolę autorytetów przejęły telewizyjne seriale, półnagie gwiazdy "muzyki", ludzie znani z tego, że są - dzięki telewizji - znani czy po prostu ci, których i znani autorytetami nazywają.
Zawsze w każdym razie ktoś darzony autorytetem był wzorem nie tyle godnym naśladowania ile naśladowanie go jest wręcz obowiązkiem.


Kiedy uświadomimy sobie powyższe - łatwiejsze do zrozumienia staje się nie tylko bezkrytyczne przyjmowanie jako prawdziwe największych nawet i kłócących się ze zdrowym rozsądkiem doktryn ale i to, że postępowanie i zachowanie "autorytetów" było kopiowane w życiu osobistym.
I o ile z czasem durne dogmaty bywały lekceważone i przestrzegano ich tylko na użytek zewnętrzny (jestem wierzący ale niepraktykujący - trudno wyobrazić sobie bardziej bezsensowne stwierdzenie) o tyle sposób postępowania krętaczy bywał przyjmowany jako norma - no bo skoro "ONI" są jacy są i mimo tego - są tym, kim są to przecież oczywistym wydaje się postępowanie w taki sam sposób jak "ONI".

I skoro przez całe stulecia papiestwo w sposób niekwestionowany dzierżyło rządy dusz w Europie, skoro to katolicki ogląd rzeczywistości był obowiązujący to mało dziwne jest, że ludzie - kpiąc w głębi duszy z katolickich dogmatów - całkiem serio starają się naśladować katolicki sposób postępowania.
Czyż więc można się dziwić, że w Polsce (ale i w całej Europie) prawo stanowione jest w sposób tak pokrętny, że można je interpretować w dowolny sposób przy czym ZAWSZE jest to interpretacja na korzyść prawo stanowiących?
Czy można dziwić się, że to prawo - a prawo przecież jest najważniejszym atrybutem państwa - jest wewnętrznie sprzeczne i tak rozbudowane, że często wręcz niezrozumiałe?
Dla mnie to mało dziwne - może dlatego, że wiem jak skonstruowane jest prawo kanoniczne, na jakich podstawach się opiera i jak wygląda jego wykładnia.


Dziwi kogoś może albo szokuje stwierdzenie, że "polityk kłamie"?
Nie?
No i słusznie - politycy mają niemal idealny wzór do naśladowania - kler kościołów katolickich od stuleci mówiący "Nie kradnij" mając ręce po łokcie zanurzone w cudzych kieszeniach, od stuleci mówiący "Nie zabijaj" błogosławiąc działa, bomby i armie idące na wojnę.
Czy można się dziwić, że my wszyscy - w mniejszym lub większym stopniu - kiedy tylko zwietrzymy w tym własny interes - kłamiemy bez mrugnięcia okiem?
Że - o ile istnieje szansa na to, że nikt nas nie przyłapie - kradniemy?
Że - o ile w naszym niby to praworządnym państwie ogłasza się, że "ścigać się będzie korupcję" to przyklaskujemy temu do czasu, kiedy dotyczy to polityczno-gospodarczych mafii ale podnosi się wrzask, kiedy kto chcę ścignąć policjantów przymykających oczka na pijaństwo kierowcy czy kiedy rzecz dotyczy lekarza wypisującego nam bezzasadnie L-4? 
Normą było, jest i będzie "Pracuje się Gie-eSie, zawsze się coś przyniesie" mimo że w miejscu Gie-eEsu jest teraz jakaś korporacja.


Na koniec dwa słowa o protestantyzmie (nie ma miejsca by się o tym rozpisywać) i o tym, czy i w jaki sposób wpływał on na ludzi.
Nie jestem szczególnym entuzjastą różnych protestanckich denominacji - nie tylko że niemal żadna z nich tak do końca z katolicyzmem nie zerwała ale w miarę jak brat papiestwa - socjalizm - ogarnia świat - protestantyzm zmieniać się zaczyna w farsę.
Co by jednak nie mówić - jeszcze do niedawna w krajach skandynawskich nie trzeba było zamykać mieszkań a pozostawiona na ulicy walizka stała tam po kilku godzinach.

W USA prezydent Nixon nie dlatego musiał zrzec się urzędu bo podsłuchiwał ale dlatego że w tej sprawie skłamał a i imć pana Clintona chciano z urzędu złożyć za matactwa w kwestii "nie miałem stosunków seksualnych z tą kobietą".

Brak komentarzy: