wtorek, 12 czerwca 2012

Złoty pieniądz? Niech Bóg broni

Zapewne to co o złocie napiszę może spotkać się z protestem zwolenników złota i oparcia na nim pieniądza i być może znowu znajdzie się jakiś matoł który odeśle mnie do jakiegoś gównianego (albo i wartościowego, kto wie?) bloga, żebym się nieco poduczył…
Kilka zatem słów wyjaśnienia na początek.
Otóż tak się składa, że przeczytałem chyba wszystko co o złocie i złotym pieniądzu sensownego napisano (i to pewnie lata wcześniej niż większość geniuszy odsyłających innych do szkół).
Przez długie lata też byłem gorącym orędownikiem oparcia pieniądza o złoto (czy nawet o "koszyk" kruszców co na jedno wychodzi) wszelkiego zła a w każdym razie sporej jego części upatrując w istnieniu pieniądza fiducjarnego, byłem a także zwolennikiem lokowania oszczędności w złocie.
Przeszło mi (nie do końca i nie ze wszystkim ale przeszło) i napiszę zaraz dlaczego.



Po kolei więc:

1. Złoto jest towarem jak każdy inny – co samo w sobie rzecz jasna go nijak nie dyskwalifikuje ale pozbawia w sposób istotny waloru "ostatecznej instancji". Z prostego powodu – złoto jak każdy towar podlega spekulacji nim, zatem opieranie na nim fundamentów (czegokolwiek) jest od niejakiego czasu zwykłą naiwnością.
Ceny złota ostatnimi laty poszybowały w górę co wydaje się przeczyć temu co piszę o jego wartości; "Proszę, skoro wielcy tego świata lokują kasę w złocie a przecież oni najlepiej wiedzą, że pieniądz fiducjarny jest nic nie wart (bo w końcu sami go gwarantują), papiery wartościowe wcale nie są takie wartościowe a ceny nieruchomości (jedynego poza złotem odwiecznie pożądanego dobra) podlegają takim samym spekulacjom jak ceny wszystkich innych rzeczy to chyba o czymś świadczy, nie?"
No niestety nie świadczy - naprawdę wierzycie w to, że parę lat temu "wielcy tego świata" nie zdawali sobie sprawy z "rzeczywistej" wartości złota i NAGLE się połapali?
A może równie nagle stracili zaufanie do samych siebie i własnych gwarancji dla pieniędzy?
Wolne żarty.
Owszem – złoto pozostawało dość długo niedoszacowane, ale to właśnie świadczy na niekorzyść złota jako fundamentu.
To banalne – zarówno drobni ciułacze jak i wielcy finansowi gracze widzieli znacznie atrakcyjniejsze miejsca niż złoto, teraz się po prostu trend odwrócił i złoto jest już chyba sporo przeszacowane.
O ile jeszcze do niedawna spekulacyjne operacje złotem na światową skalę o tyle teraz jest to już możliwe a nawet się dzieje.
Wiem – możliwe jest to wyłącznie dzięki temu, że swego czasu świat odszedł od złota ale nie zmienia to istoty rzeczy i chyba nie warto negować rzeczywistości dlatego, że paru zbrodniarzy z powodzeniem w tej rzeczywistości funkcjonuje.
Rzeczywistość ma brzydki zwyczaj bolesnego kopania w dupę tych, którzy się na nią obrażają…
Spekulacyjny atak na złoto w sytuacji, kiedy oparte byłyby na nim finanse – to dopiero katastrofa i uszczupliłoby znacznie i tak niewielkie zasoby "zwykłych" ludzi.

2. O ile niegdyś w nikim nie budziło wątpliwości stwierdzenie o wielkiej i niepodważalnej  wartości złota o tyle teraz nie jest to już takie oczywiste.
Przekonanie o wyjątkowości złota brało się magicznych właściwości jakie nasi przodkowie mu przypisywali.
Raz - jest niezmiernie rzadkie co się nie zmieniło ale już nie budzi to żadnego zgoła respektu.
Wzbogacony uran też nie jest powszechnie dostępny.
Dwa - złoto jest niemal niezniszczalne - jest takie w dalszym ciągu ale byle plastik jest teraz równie niezniszczalny.
Trzy - przypisywano złotu różne magiczne właściwości których jako żywo nie posiada o czym powszechnie już wiadomo.
Wreszcie cztery - hierarchia wartości. Świat zatoczył kółko - kiedyś dla odzianego w skóry człowieka złoto nie miało żadnej wartości w porównaniu z ubitym zającem.
Teraz jest całe mnóstwo innych rzeczy które są o wiele bardziej pożądane niż złoto.
Bo złoto nie ma niestety wartości samo w sobie - ludzkość potrafi wytworzyć materiał trwalszy, rzadkość występowania może stanowić o cenie metalu ale już nie wyznaczać wartość innych materiałów, magię póki co szlag trafił...
Złoto to towar jak każdy inny – powtórzę – a jest wiele towarów o wiele bardziej atrakcyjnych od złota, bo pozostając równie jak złoto cenne – mają jeszcze walor użytkowy.

3. Aby można było oprzeć pieniądz na złocie - taką wolę musieliby wyrazić wszyscy emitenci pieniędzy a przynajmniej najpotężniejsi z nich..
Czemu aż "wszyscy emitenci" pieniędzy a przynajmniej najpotężniejsi z nich"?
To też banał: osamotnione w miłości do złotego pieniądza państewko wielkości np. Luksemburga z proporcjonalną do wielkości produkcją domagające się zapłaty w złocie - złoto dostanie albo nie, zależnie od dobrej woli kontrahenta.
Bo światowy handel to już nieco inna skala niż sto lat temu i niemal nie istnieją monopole na produkcje tych czy owych dóbr.
A jeśli tak to skoro można nabyć pożądane dobra płacąc za nie porządną makulaturą to kto zechce wydawać złoto?
Nikt rzecz jasna.
Idąc dalej - skoro to oczywiste to przecież trudno spodziewać się, by emitenci pieniądza (czyli państwa) zgodzili się na oparcie pieniądza o złoto.
Tym bardziej, że "prawny środek płatniczy" daje im nie tylko absolutną władzę nad pieniądzem, nie tylko daje im możliwość kreowania dowolnej polityki wewnętrznej ale nawet pozwala co poniektórym na budowanie swojej pozycji na zewnątrz.
Wyzbędą się tego wszystkiego – dobrowolnie?
Nie, nie wyzbędą się i to w zasadzie kończy dyskusję o parytecie złota czy o złotym pieniądzu.
Jest nawet – paradoksalnie – gorzej.
Bo oto teoretycznie do wyobrażenia jest sytuacja, że jakieś państwo – czy grupa państw, na przykład Eurokołchoz oprze swoją walutę na złocie.
Bo – załóżmy – ojro popadnie w wyniku w jeszcze głębsze kłopoty, bo Niemcy zechcą ratować swoje zasoby przed inflacją (jeśli nastąpi – a chyba tak będzie – pogłębienie integracji finansowej), bo wreszcie taki krok zapewni znaczący wzrost zaufania i do europejskiego pieniądza i do Europy jako politycznego tworu.
I wszystko gra i buczy, tak?
Otóż nie, to będzie oznaczało tylko tyle, że sitwy uknuły "ostateczny" plan wydymania ludzi – przecież zachowają pełną kontrolę nad finansami, tyle że w takiej sytuacji – ta kontrola będzie obejmować znacznie więcej niż tylko wystawiane przez nie i przez nie gwarantowane kwity.
Będą mieć kontrolę nad czymś REALNYM a jeśli któryś z czytaczy tego bloga nie widzi w tym nic złego – to współczuję.

Złotego pieniądza więc nie będzie a jeśli nawet – to przy obecnych uwarunkowaniach strach będzie złoto brać do ręki.

Czy powyższe dyskwalifikuje złoto jako lokatę?
Nie, w żadnym wypadku nie dyskwalifikuje. Pod warunkiem, że nie będzie się traktować złota jako stuprocentowo pewnej lokaty, bo tak jak w ciągu ostatnich lat ceny złota poszybowały w górę – teraz z równą łatwością mogą paść na pysk.
Zresztą – dla ciułaczy dającym do myślenia sygnałem powinno być to, że z jakiegoś powodu ceny srebra są wyraźnie niedoszacowane.
Czy przypadkiem nie dlatego, że na złocie jest większe bicie i czy nie jest tak, że kiedy wyczerpią się możliwości złota – to srebro wzbudzi zainteresowanie "rynków"?

Na koniec – trudno sobie wyobrazić sensowniejsze rozwiązanie kłopotu ze stabilnością i realnością pieniądza jak oparcie go o złoto. Ja przynajmniej nie mam innego pomysłu, zresztą inne pomysły są zgoła zbędne, skoro jest gotowe i prawie idealne rozwiązanie.
Tyle tylko, że to rozwiązanie sprawdzić się może wyłącznie w normalnych warunkach.
Przez normalne warunki rozumiem sytuację w której pieniądz jest ekwiwalentem pracy – niczym więcej i niczym mniej.
W skład tych "normalnych warunków" koniecznie też wchodzi to, że państwo pełni wyłącznie takie funkcje, jakie przypisano mu wówczas, kiedy jego współczesną wersję tworzono.

Czemu o tym wszystkim piszę?
 Bo z pewnym przerażeniem spotykam coraz częściej ludzi, którym na dźwięk słowa "złoto" zaczynają błyszczeć oczy i uruchomiają się ślinianki.
Gdyby była to oznaka chciwości – ok., ale to niestety objaw niemal religijnej czci i przypisywania złotu czegoś, czego w nim nie ma.

Brak komentarzy: