czwartek, 6 września 2012

Nibyolimpiada jako przykład

Nie do końca dokładnie do tego o czym napiszę zostałem wezwany przez zacnego Osmioła, ale posłuży mi owo wezwanie jako doskonały przykład wciskania nam bzdetów.
Otóż w kręgu (nie wiem czy jeszcze cywilizacji) cywilizacji zachodniej dominuje ustrój zwany oszukańczo demokracją.
Oszustwo dotyczy samego sedna, samej istoty demokracji czyli twierdzenia, jakoby to wola większości decydowała o biegu rzeczy w danym państwie.
To oczywista nieprawda - wola większości tyle ma do decydowania ile Żyd "za Niemca" przy tym ów Żyd traktowany był nieporównanie uczciwiej bo wiedział że winien jest "przestępstwa" bycia Żydem i znał tego konsekwencje - lud w demokracji zaś mamiony jest mrzonkami o swojej podmiotowości a konsekwencje jakie niesie demokracja są starannie ukrywane.

(Nie ma znaczenia dla istoty moich rozważań to, jak dalece kretyńska jest konstrukcja myślowa każąca kogoś nazywać przestępcą dlatego tylko, że jego tata i mama (ściśle - mama) należą do tej czy innej nacji - sens bowiem poprzedniego zdania zawiera się w świadomości jego podmiotów.)
Bycie Żydem karano co prawda śmiercią a życie w demokracji niesie ze sobą "tylko" niewolę i otępienie ale nie o stopniowaniu dolegliwości chcę napisać a o mechanizmie który powoduje ciekawą rzecz.
Oto bowiem odpowiednie sterowanie informacją może sprawić zarówno to, że Żyd stanie się antysemitą (vide film Fanatyk albo rodowody niektórych znamienitych wrogów narodu wybranego) jak i to, że ludzie nie chcą dostrzec, że "demokracja" służy do niewolenia ich i ich świadomości do tego stopnia, że mają ją za ideał i gwarancję wolności.

Przykład:
Jak wiemy - zagraża nam wszystkim straszliwy kryzys. W zasadzie nie jest jasne czy "zagraża", czy jest nieuchronny, czy już żyjemy pod jego uciskiem czy dopiero nas to czeka (mam 50 latek i odkąd żyję słyszę że żyję w kryzysie) ale kryzys jest rzeczą pewną - jak nie przymierzając podatki i śmierć sama.
Zdawać by się mogło, że w obliczu tak dużego zagrożenia bezpieczeństwa poziomu życia - głównym tematem zaprzątającym uwagę ludzi (a już na pewno "opinii publicznej") będą starania czynione aby temu zapobiec, wieści z realizacji planów ułożonych przez finansowych geniuszy, prognozy co do ich skuteczności i takie tam, prawda?
Ostatecznie lud (przezywany czasem Narodem) jako suweren powinien brać udział choćby w układaniu własnego budżetu albo choć o szczegółach tego budżetu informowany - czyż nie?
Zdawać by się mogło, że i informacja o sposobie wydawania publicznej kasy i jej ilości też powinna być nie tylko dostępna ale i dyskutowana.
Telewizje powinny być pełne mądrych polityków i ekspertów (różnych dziedzin) spierających się o kształt polityki - zarówno gospodarczej jak i społecznej, o perspektywy, zagrożenia, szanse...
A tu nie - nic z tego, moi drodzy, żadne takie - mass media i portale internetowe bardzo zajmują się... paraolimpiadą [*].
Dymu z "afery" Amber Gold starczyło na kilka tygodni - a jego resztki potrzebne są do rozmaitych jesiennych ofensyw naszych "polityków", zresztą nibyolimpiada jest dymem ogólnoświatowym i jest obowiązkiem tym dymem oddychać.
Skończyło się spore wydarzenie - Olimpiada - dostarczające nieco emocji i zajmujące uwagę świata - przyszła pora na paraolimpiadę, które to "wydarzenie" co prawda interesuje dość wąskie grono ludzi ale któremu za to można poświęcić mnóstwo czasu, uwagi i pieniędzy, w dodatku czyniąc to ze szczytnych parahumanitarnych pozycji.
Daje to też okazję do absurdalnych w gruncie rzeczy a zajmujących czas i uwagę porównań i odniesień zarówno do sportu w ogóle jak i poziomu cywilizacyjnego jaki ponoć w świetle tej zabawy zajmuje nasze nieszczęsne państwo. 
Doskonale zdaję sobie sprawę, że ta nibyolimpiada jest bardzo ważna - i to pod wieloma względami - dla niepełnosprawnych sportowców i rozumiem ich pragnienie, by zainteresować nią możliwie dużo ludzi.
Nawet to rozumiem i mam dla nich sporo podziwu, że zdołali tego dokonać.
Świadom też jestem, że przy okazji całkiem sporą kasę tłuką rozmaici szubrawcy wieszający się przy tym - to też rozumiem acz nie pochwalam.
Ale otwarty protest budzi we mnie to, że służy ona (paraolimpiada) jako zasłona dymna dla faktu, że milczy się o rzeczach naprawdę ważnych, sięgających daleko poza interes inwalidów a nawet - dotyczących przyszłych pokoleń.
Powiecie, że przesadzam, że skoro już mamy takie wydarzenie i skoro jest to wydarzenie rangi - czy to się podoba czy nie - światowej to nie ma się co obrażać tylko to zaakceptować i co najwyżej nie poświęcać mu swojego czasu.
Niby racja (pararacja?) ale zaledwie - NIBY..
Bo dowodem świadczącym o tym, że mam rację patrząc na nibyolimpiadę w taki właśnie sposób jest choćby to, że w czasie dość istotnym dla Polski, kiedy ważnych tematów jest cała góra i to tematów takich, na których drążeniu można uciułać nieco politycznego kapitału - "czołowy szermierz wolności" w Polsce, prezio JKM raczył rozbujać sporą wokół nibyolimpiady zadymę.
Gdyby jeszcze zrobił to powodowany troską o to, że publiczne pieniądze - których jest ponoć tak mało - w tak ciężkich niby czasach można by przeznaczyć na coś istotniejszego albo zgoła w ogóle ich nie wydawać a więc i nie odbierać ludziom (ale wtedy musiał by i wcześniej pyskować przeciwko olimpiadzie) - było by to poniekąd zrozumiałe i spójne z "programem" jaki głosi.
Z jakichś jednak powodów wolał on zaatakować nibyolimpiadę z pozycji... w sumie nie wiadomo jakich, zawsze jednak gwarantujących tyle, że atak wzbudzi zainteresowanie i... niechęć. Niechęć nie tylko wobec własnej, śmiesznej osoby ale i wobec ruchu, którego bezpodstawnie mieni się być reprezentantem.
Wzbudza niechęć i to bez względu na to, jak sensowne i logiczne (czy pozbawione sensu i nielogiczne) są użyte przez niego argumenty.
Zbyt inteligentnym jest człekiem JKM by tego nie wiedzieć ale że dzięki temu dym będzie nieco gęstszy i że utrwali się opinia o kolibrach jako o zwolennikach "tego oszołoma w muszce" - to warto, tym bardziej, że takie właśnie jest pana Jaśka zadanie - zająć byle czym umysły co aktywniejszych i ważących się na samodzielne myślenie młodych ludzi i ośmieszyć idee które wyraża koliber.

Jak widać - umiejętne eksponowanie starannie dobranych zdarzeń, opatrywanie ich "właściwymi" komentarzami powoduje co najmniej tyle, że ludzie zajmują się czymś zupełnie innym, niż sprawami bezpośrednio ich dotyczącymi.
Nie trzeba o nich mówić, bo przecież jakiś jednonogi pan "przebiegł" jakiś tam dystans w jakimś tam czasie.
Nie sposób też na przykład zaprotestować przeciwko takiej nibyolimpiadzie bez narażenia się na zarzut "Ale co Ty masz przeciwko niepełnosprawnym???"
Argumenty, że "No ale przecież sami twierdzicie, że kryzys, że trzeba zaciskać pasa, więc trwonienie publicznych pieniędzy na zaspokajanie wyszukanych jednak potrzeb dość wąskiego grona ludzi warto by przemyśleć" - nawet nie mają szans przebić się przez odium niechęci jakie wywołuje oszukańcze przecież twierdzenie: "Bo on chce pozbawić kaleki (niepełnosprawnych) możliwości".   
Przynosi też sporo "pobocznych" korzyści - jak choćby w postaci ugruntowania dzięki wybrykom Korwina negatywnej opinii o kolibrzej ideologii.

[*]
W wyrazach złożonych przedrostek para- (od greckiego pará – poza-, obok) oznacza: obok, niby, prawie, wyrażający zaprzeczenie lub osłabienie podobieństwa do tego, co jest określane drugą częścią złożenia (z greki), np.
  • zaprzeczenie (paranormalność, parapsychologia)
  • obok, blisko (paragraf)
  • podobieństwo (np.: paramedycyna, paramilitarny, parafraza).

Brak komentarzy: