wtorek, 4 grudnia 2012

"Kryzysik"

Odrobinę o "kryzysie".
Czemu z uporem używam cudzysłowu pisząc o straszliwym zjawisku nad którym łamią sobie główki najpoważniejsi ludzie na całym globie?
A bo mam coraz więcej radości patrząc jak wszyscy dają sobie wmawiać tak nieprawdopodobne bzdury.

Być może jakiś anonimowy mędrzec znowu wyjedzie z tekstem "Jasne - tylu ekspertów mówi jedno, za nimi powtarzają to czołowi finansiści a Ty jesteś najmądrzejszy, nie?"
Pewnie nie jestem.
Wiem natomiast, że ci panowie (i być może panie) po prostu pierdolą.
W sporej mierze z wyrachowania, w sporej mierze na zlecenie ale jakaś część z nich na pewno dlatego, że są idiotami.
Kilka faktów:
Taki budżet Unii Europejskiej. W telewizjach i prasie dyskusje wokół niego aż się gotują.
"Rynki" aż przebierają nogami (jeśli rynki mają nogi) w oczekiwaniu na wieści - Gdyby Jezus Chrystus zjechał na rydwanie z nieba nie wzbudziłby części tego zainteresowania.
A tymczasem cały ten budżet to ledwie odrobinkę ponad 1 % budżetów państw, które mają nieszczęście być członkami tego kołchozu.
Jeden procent...
Budżety zaś tych państw to wobec wolumenu finansowych obrotów na ich terenach nie sięgają nawet i tego jednego procenta.
O co więc to całe zamieszanie?
A o to, że choć w istocie nie są to wielkie pieniądze dla państw (pamiętać trzeba, że ten budżet ustalany jest na siedem lat, więc te mityczne 300 baniek dla Polski to jałmużna siedmioletnia) to już dla pojedynczych ludzi i sitw są to sumy BARDZO poważne.
Samo zarządzanie taką kasą daje całkiem niezłe profity którymi da się obdzielić wszystkich znajomych królika a gdzie jeszcze prowizje od tych, którzy za te pieniądze będą pracować?
Ale "żywa" kasa to nic w porównaniu z tym, że dzięki tym pieniądzom można stworzyć całe mnóstwo wesołych miejsc pracy i pozatrudniani tam ludzie stanowić będą żelazny elektorat sitw.
Zachwycony lud też przecież widząc, że "coś się robi" poprze mądrych władców co z kolei daje miłą perspektywę "rządzenia" na przyszłość.
I co z tego, że w istocie robi się bardzo niewiele? Co z tego, że "Duma Narodowa" - stadion w stolycy jest taki zajebisty?
Byle biznesmeni gdzieś w świecie budują bardziej zajebiste, szybciej, za mniejsze pieniądze i płacąc w dodatku wykonawcom.
Budują też różne inne rzeczy których w Polsce obawiam się nikt nigdy nie wybuduje...
Drugi fakt:
Parę lat temu w Argentynie doszło do finansowego krachu. Brakło państwu kasy na wypłaty, na emerytury, na lecznictwo i na co tam jeszcze zwykle państwom brakuje. Całkiem sporej grupie obywateli Argentyny wcięło oszczędności a samej Argentynie nikt już kasy pożyczyć nie chciał.
Mądrzy rządzący uciekli do przodu i wprowadzili reformy polegające na ściślejszym powiązaniu gospodarki ze światowym rynkiem ALE z rynkiem rozumianym jako instytucje finansowe.
To subtelna różnica - na zwykłym rynku ktoś kupuje coś wyprodukowanego przez kogoś innego płacąc własnymi produktami podczas gdy na rynkach finansowych handluje się iluzjami, prognozami, obietnicami i dętym prestiżem.
Argentyna więc złapała oddech ale niestety z pustego i Salomon nie naleje mimo że taki z niego był ponoć mądrala i w nieszczęsnej Argentynie gówno znowu zaczyna się wylewać.
Bo Argentyna co prawda zyskała co nieco na tej integracji ale na krótką metę bo w zamian musiała pozwolić na wprowadzenie nowych, lepszych i nowocześniejszych standardów rabowania i niewolenia ludzi i efekty tego są jakie być musiały.
Fakt trzeci, dość zabawny:
Otóż normalnym trybem, kiedy zdarzy się coś takiego jak kryzys wypada podjąć jakieś kroki by a) kryzys przetrwać, b) kryzys przezwyciężyć i c) uniknąć kryzysu w przyszłości.
Generalnie sprowadza się to to a) oszczędzania b) cięższej i wydajniejszej pracy i c) odrzucenia tego co do kryzysu doprowadziło.
Inaczej się nie da - można jeszcze ewentualnie najechać i złupić sąsiadów ale na to się nie zanosi.
A tymczasem nie da się zaobserwować niczego, co sugerowałoby walkę z kryzysem albo choć taką chęć.
Nie ma mowy o oszczędnościach - jako oszczędności przedstawia się odbieranie ludziom tego, co sobie wypracowali lub zwiększenie fiskalnych obciążeń.
Programy dopłat do rolnictwa i innych "programów" pozostają nietknięte, przywileje w większości zostają, nikt nie zająknął się nawet o cięciach biurokratycznego molocha, ograniczanie wolności gospodarczych trwa w najlepsze, podobnie zresztą dzieje się z wolnościami osobistymi. Co więcej - trwa i rośnie "pomoc" dla tzw sektora finansowego, pompuje się coraz więcej kasy w rozmaite instytucje które do "kryzysu" doprowadziły.
Nie pojmuję - jak normalny, trzeźwy człowiek w minimalnym choćby stopniu interesujący się tym, co się wokół niego dzieje może powtarzać bzdury o kryzysie?
Przecież to trzeba być skończonym kretynem (pozdrowienia dla skamlących anonimów).
Szczególnie, że...
Fakt czwarty:
Kryzys (już bez cudzysłowu) jest faktem. Tyle, że dotyczy on TYLKO I WYŁĄCZNIE rządów i ściśle z nimi współpracujących sitw: banków, giełd i tym podobnych.
Tzw. zwykłych ludzi czyli nas dotyka ten kryzys tylko o tyle, o ile godzimy się dyktat rozmaitych szubrawców rządzących nami.
Ludzie jedzą jak jedli, piją, potrzebują odzieży i dachu nad głową i milionów innych rzeczy, bez których nie sposób wyobrazić sobie współcześnie życia.
Co "dziwne" - jeśli ktoś czegoś gdzieś potrzebuje to kto inny to z chęcią wyprodukuje.
Tak się to toczyło parę tysięcy lat i jeśli w ciągu tego czasu przydarzył się kryzys to wywołany był albo żywiołową klęską od czego żaden rząd nikogo uchronić nie jest w stanie albo wojną a o ile wiem - wojny wywołują rządy... Jeśli nawet wojnę wywołali ludzie bo potrzebowali butów czy surowców to i tak tych butów nie mieli bo wcześniej rząd szewców powywieszał a kupcom zabronił handlu surowcami.

"Kryzys" (pomijając te wywołane naturalnymi kataklizmami) nie może wystąpić w normalnych warunkach.
Nie ma takiej możliwości o ile tylko ludzie mogą zaspokajać własne potrzeby i płacą za to zaspokajaniem potrzeb innych.
Rolą rządów w normalnych warunkach jest tylko i wyłącznie pilnowanie, by powyższe mogło być realizowane.
Ale jeśli - jak to ma miejsce obecnie - pozwala się rządom na kreowanie potrzeb i decydowanie o tym, kto i w jakiej mierze a także jakimi środkami będzie swoje potrzeby zaspokajał to mamy... "kryzys".
I to permanentny....

Wszystko co powyżej jest niejako odpowiedzią na brednie wygłaszane przez rozmaitych matołków - zwolenników "dogadania się", "kompromisu" i "dialogu".
Rozumiem poniekąd, że można mieć tak zryty mózg że zamiast krzyknąć; "Nie wolno Ci mnie okradać!!!" wszystko na co stać niektórych to pisk: "No ok, kradnij sobie ale zostaw mi choć część. Ustalmy jaką, dobrze?" ale nic nie poradzę na to, że taka postawa budzi we mnie obrzydzenie.
Naprawdę nie bronię nikomu być niewolnikiem - nawet kilku chętnie kupię - ale nie widzę powodu, by ktokolwiek pouczał mnie, że jednak "dogadanie się" ważniejsze jest od racji.
Bo nie jest.

7 komentarzy:

Leszek. pisze...

Nie wiem na czym polega radość z uporczywego udowadniania że jesteś idiotą nie rozumiejącym co czyta i prawdę mówiąc - mam na to wyjebane.
Słusznie też napisałem - ludziom twojego pokroju można pluć w pysk a i tak się tylko obliżą i będą udawać że nic się nie dzieje.
Po co tu włazisz skoro taki ból ci to sprawia?

Pożegnałem cię kundelku już dwukrotnie - niniejszym żegnam cię po raz trzeci.
Odtąd każdy twój debilny komentarz będę kasował.

Leszek. pisze...

Bydełko to jednak bydełko - jak nie dasz w pysk to nie zrozumie.
Jesteś naprawdę niebywałym kretynem skoro bawi cię pisanie czegoś o czym wiesz że powędruje tam gdzie miejsce wszystkich śmieci.
I nie, nie bronię ci piesku wolności ujadania - szczekaj aż pękniesz.
Ale wiesz - ten blog stanowi moją własność a ja nie mam zwyczaju gościć byle kogo.

Anonimowy pisze...

Leszek-,,A bo mam coraz więcej radości patrząc jak wszyscy dają sobie wmawiać tak nieprawdopodobne bzdury."

Nie wszycy.Na Salonie24 sukcesu ORC odnieść nie potrafił.Jakaś tam prawica żyje spokojnie przy lewicy i kasę dzielą.Dla tych co wiedzą miejsca do ,,powstańczych" rozmów i ,,operacju" brak, i tak pozostanie.
Pozdrawiam
Karzo

Anonimowy pisze...

W 1980r. byłem o 32 lata młodszy.Wjąbałem sią w ,,historyczne" wydarzenia i wiem,że walka o normalność jest prawie beznadziejna.Jeszcze nie teraz i nie z tym pokoleniem.
Karzo

Leszek. pisze...

Co do saloonu to nigdy nie miałem złudzeń - ani jeśli chodzi o administrację ani o userów.
Nie promowaliśmy tam zresztą ORC bo i tak przez opary sztucznej mgły i rozpylonego helu przedrzeć się nie dało.
Taka tam prawica jak i na Kubie.

Nie wiem czy "beznadziejna", być może - ale też mi chodzi zaledwie o to by ludzie wreszcie spróbowali dostrzec, że rzeczywistość jest inna niż mówi im pan Gugała czy Lis i jeśli na stole leży gówno by nie upierali się że to chleb.
Gdyby cudem, znikąd spadła z nieba normalność to i tak by po niej śladu nie zostało po kwadransie bez otwarcia oczu ludzi.
A jak powiedział pewien mądry pan - Każdy narzeka na swoją fortunę ale za to każdy dumny jest ze swego rozumu.
Co jest jakąś miarą stanu świadomości.

Pozdrowionka :-)

Anonimowy pisze...

Wstyd się przyznać, ale słów brak na komentowanie. Pełna zgoda z autorem, niestety.

Leszek. pisze...

Jak widzę nasz anonim dzisiaj znowu uciekł z wuefu.
Naprawdę nie przeszkadza ci anonimku kiedy plują ci w pysk?