W każdym razie - jak widać chrześcijanie karmieni są powszechnie nie tyle może Ewangelią ile fałszywą teologią
Ma to rzecz jasna głębsze implikacje ale o tym w następnej notce.
Jakież rodzi więc implikacje głoszenie fałszywej teologi? I czy są one
istotne skoro nie zaciemniają czy też nie wypaczają głównego sensu
Ewangelii, czyli zbawienia przez wiarę?
Czy zajmowanie się takimi "szczegółami" nie jest przypadkiem
talmudycznym dzieleniem włosa na czworo albo co gorsze - nie jest to
wszczynaniem sporów "o rodowody" przed czym przestrzega i to nie raz
Paweł czy Jakub?
Obawiam się, że wręcz przeciwnie - bowiem jest to wyraźne zubożenie Ewangelii i pozbawienie jej istotnych elementów.
Cóż łatwiejszego niż powiedzieć - "Zbawienie jest z wiary, uwierz a Ofiara Jezusa załatwia już całą resztę".
Jest to oczywiście prawda, tyle tylko że jednak prawda mocno okrojona.
Cóż bowiem znaczy "uwierz"?
Przecież nie chodzi to tylko o przyjecie intelektem istnienia Boga i
tego, czego Bóg dokonał - Pismo mówi, że "Demony również wierzą" a wolno
domyślać się, że mają solidniejsze do wiary podstawy jako istoty jednak
duchowe.
Częścią owej nowoczesnej teologii jest ślicznie brzmiące twierdzenie o
obrzydłym formalizmie podparte (a jakże) stosownym wersetem :
"który też uzdolnił nas, abyśmy byli sługami nowego przymierza, nie litery, lecz ducha, bo litera zabija, duch zaś ożywia."
z 2 Kor 3 co jakoby dowodzi tego, że "teraz" to już wierni niejako
"sami z siebie" wiedzą jak postępować w życiu i deprecjonuje Prawo.
Sami z siebie - bo przecież Bóg w momencie nawrócenia każdemu "prawa
swoje na sercu" wypisuje, przeto nie ma potrzeby żadnej ich kodyfikacji.
Rzecz jasna - nie przeczę temu w żaden sposób, choć i ludzie którzy w życiu o Jezusie nie słyszeli znalazłszy na ulicy sto złotych
podświadomie rozglądają się ukradkiem wiedza bowiem, że to nie ich
pieniądze co sugerowałoby że wszyscy coś tam na tym sercu maja
zapisane...
Jednak czytając Pismo nie poczyniwszy sobie żadnych wcześniej założeń co
najmniej trudno jest dojść do wniosku o jakiejś szczególnej odmianie
człowieka w momencie nawrócenia z tej prostej przyczyny, że jest on
wprost sprzeczny z tym, co mówi ono o naturze człowieka.
Co więcej - dopuszczając taką interpretację należałoby uznać, że Pismo
jest do niczego niepotrzebne a to już przeczy choćby temu, co
Paweł w 2 Tym 3 o Piśmie mówi:
"Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do
nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w
sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego
dzieła przygotowany."
Sporo o tym można by się rozwodzić, ale nie bardzo jest sens - Jezus
przestrzega przed "rozwiązywaniem" najmniejszego choćby przykazania (Mat
5), warunkuje wejście do żywota (czyli uzyskanie życia wiecznego a więc
zbawienia) od przestrzegania przykazań (Mat 19) i stwierdza wprost, że
przestrzeganie przykazań jest oznaką miłości do Niego (J 14), a co
więcej swoją miłość uzależnia od przestrzegania przykazań (J 15).
Przywoływany Paweł w 1 Kor stwierdza w kontekście prawa, że
jedynie przestrzeganie przykazań ma znaczenie a Jan w 1 J mówi
powtarzając za Jezusem, że kto przykazań nie przestrzega twierdząc że
zna Boga - ten kłamie a co więcej - wprost Jan stwierdza, że właśnie na
przestrzeganiu przykazań polega miłość ku Bogu.
W poprzedniej notce wykazałem (mam nadzieję) że w żaden sposób nie
można twierdzić, jakoby "dwa przykazania miłości" stanowiły całość
wymagań Boga wobec człowieka, że nie można twierdzić, jakoby były one
kwintesencją Dekalogu czy też że streszczają w sobie Prawo jakie Bóg dał
ludziom za pośrednictwem Mojżesza.
Piszę o tym dlatego, że zawsze - ZAWSZE - kiedy słyszę od chrześcijan ze
"teraz obowiązują nas dwa przykazania miłości a prawo wypełnił Jezus"
towarzyszą temu co najmniej dziwaczne teorie - poczynając od "teologii
wyzwolenia" przez "teologię sukcesu" po pozbawione sensu wywody czy to o
predestynacji lub niemożności utraty zbawienia i ekumenię.
Opowieści o nieobowiązującym jakoby już Prawie (pomijając brak
umocowania w Piśmie takich twierdzeń) wiodą wprost do tego, co
protestanci wszystkich czasów (pisząc "protestanci" mam na myśli ludzi
odrzucających odstępczy "kościół" katolicki) stawiali jako główny zarzut
wobec katolicyzmu - uzurpacji prawa należnego jedynie Bogu czyli
określanie wymagań Boga wobec człowieka.
Co ciekawe - wszyscy przy tym upierają się, że kto jak kto, ale oni to
już na pewno twardo stoją na gruncie Biblii i nawet przez moment nie
odstępują od tego co tam napisano.
Nie wypada im zarzucać kłamstwa ale czytając na przykład narzekania
Pawła tyczące jego zmagań z grzechem powątpiewać należy w prawdziwość
twierdzeń o "automatycznej" przemianie człowieka a że wskazuje on przy
tym na Zakon jako na źródło wiedzy o grzechu - wątpliwości tylko
wzrastają. Komu jak komu ale Pawłowi nikt chyba ani żarliwości ani
szczerości ani wiedzy odmówić nie może a jednak napisał co napisał...
Więcej - po cóż nam Nowy Testament, jak nie dla nauki?
Wszak Listy adresowane były do tych co te już przykazania mają "na sercu"?
Czym bowiem jest Prawo?
Albo inaczej - jakie są cechy Prawa danego ludziom przez Boga i w jakim celu Bóg obarczył nas obowiązkiem przestrzegania go?
Większość chrześcijan zgodzi się że Prawo - wszystkie jego zakazy i
nakazy, obowiązki i ograniczenia z niego wynikające są dane wyłącznie
dla dobra ludzi i są jednocześnie wyrazem Bożej Sprawiedliwości i
Miłości.
Pomijam ciekawe zjawisko, że takiego zdania są zawsze wtedy, kiedy
rozmowa toczy się ogólnie na temat Bożego Prawa ale kiedy zbacza na
konieczność jego przestrzegania jak spod ziemi wyskakują "dwa przykazania
miłości"...
Skoro więc jest zgoda co do charakteru prawa jakie Bóg raczył dać
ludziom i nie podlega przy tym dyskusji fakt niezmienności Boga - skąd
więc pomysł amputacji Zakonu i pozostawienie ogólników w postaci "nakazu
miłości"?
Skąd ta chęć tłumaczenia słów Jezusa "Nie
mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać zakon albo proroków; nie
przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić. Bo zaprawdę powiadam wam: Dopóki
nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie
przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie." w sposób jakiego nie przyjmie średnio nawet rozgarnięty pięciolatek?
Oto bowiem wedle tej teologi należy to odczytać jako "nie mniemajcie że przyszedłem prawo znieść ale aby je znieść i choć nigdy ono nie przeminie to właśnie przeminęło"...
Powtórzę raz jeszcze - amputacja Prawa do nieporadnych i niewiele
mówiących w oderwaniu od całości przekazu Pisma ogólników to wprost
otwarcie drzwi (wraz z wyłożeniem czerwonego dywanu) do tego, by Słowo
Boże rozmyć i traktować je instrumentalnie jako narzędzie do
wprowadzania najrozmaitszych ludzkich nauk sprzecznych Biblią.
Tym właśnie jest Teologia Krzyża
4 komentarze:
Szanowny Panie Leszku,
a ksiądz profesor Chrostowski twierdzi, że nie każdy powinien czytać Pismo.Idzie nawet dalej głosząc, że niektórym to szkodzi.
Na pewno ksiądz profesor Chrostowski na zupełną rację idąc za opinią światłych a nieomylnych papieży.
Taki np. Grzegorz VII skazał szto Pismo Św. przywodzi ludzi do błędów. Oświadczył on królowi czeskiemu: "Panu Bogu upodobało się i podoba jeszcze dziś, żeby Pismo Św. pozostało nieznane, ażeby ludzi do błędów nie przywodziło."
Grześ IX zakazał czytania Biblii w ogóle.
Soboru w Tuluzie w roku 1229
Następny Grzesiek - XV z kolei - zakaz potwierdza a papcie (papciowie?) Innocenty XI, Klemens XI i Klemens XIII również je podtrzymywali.
Pius IX w 1850, wcześniej Pius VII w 1816, Leon XII w 1824, Pius VIII w 1829 i Grzegorz XVI w 1832 i 1844 wydali encykliki, w których potępili działania Towarzystw Biblijnych rzecz tłumaczenia Biblii na wszystkie języki, nazywając je nawet narzędziem diabelskim, Grzegorz XVI nazwał takie towarzystwa powszechną zarazą a Pius IX nazwał nawet Biblie „trucizną” …
Kościół Katolicki oficjalnie pozwolił na tłumaczenie Biblii na języki narodowe z języków oryginalnych dopiero podczas Vaticanum II. Wcześniej można to było czynić tylko łacińskiej Wulgaty zawierającej mnóstwo błędów mających tę jednak zaletę, że na ich na podstawie formułowano doktrynę katolicką.
Co prawda inni papieże - z imć panem Wojtyłą na czele - DOPUSZCZAJĄ czytanie Pisma przez lud ale i oni zastrzegają, żeby raczej skupić się na komentarzach.
Ja jednak pozwolę sobie ich opinie traktować na równi z opiniami innych oszustów skoro widzę w tejże Biblii nie tylko że Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany. ale parę innych wezwań do zagłębiania się w Słowo Boga.
Ksiądz profesor Chrostowski może zatem kazać się wypchać :-)
To ja mu to przekażę
Można :-)
Z pozdrowieniami :-)
Prześlij komentarz